wtorek, stycznia 29, 2008

światowe forum ekonomiczne w Davos

Wydarzeniem zeszłego tygodnia było światowe forum ekonomiczne (World Economic Forum) w Davos. Zebrało się tam kilkadziesiąt wybitnych polityków i kilkuset szefów światowych koncernów, no i wielu znanych naukowców aby dyskutować nad aktualnymi problemami naszego świata. W tym roku oprócz globalnego ocieplenia dominującym tematem był aktualny kryzys ekonomiczny i grążąca recesja gospodarcza - przede wszystkim w Ameryce.

Prasa światowa donosiła na ten temat w bardzo obszernych artykułach. Sążniste artykuły i komentarze znaleźć można w BBC, Forbes, Wall Street Journal, a również w niemiecko-języcznych ich gazetach jak Die Welt czy Der Standard. Oczywiście na YouTube można znaleźć obszerny materiał video. Nawet Times of India donosił z Davos.

Chyba tylko w Polsce wydarzenie to praktycznie przeszło bez echa. Znalazłem tylko dwie króciutkie wzmianki z gazecie (tutaj i tu). Jak widać Polska zajmuje się zupełnie innymi tematami, a te światowe jakoś nas omijają.

Pozwólcie więc, że w tej sytuacji ja spróbuję zapełnić tę lukę na mym skromniutkim blogu - już w zeszłym roku napisałem
tutaj notkę o tym forum). Sądzę, że takie wydarzenia warte są zauważenia choćby tylko ze względu na ludzi, którzy na to forum przybyli. Uczestnicy tego forum to nie są ludzie pospolici. To decydenci i tęgie głowy, które widzą już dzisiaj, co wydarzy się za lat kilka. Chyba warto posłuchać co oni mają do powiedzenia. Przez te kilka dni w Davos dyskutowano o

- sytuacji ekonomicznej i gospodarczej świata,
- nowych technologiach - The Future of Mobile Technology
- pozycji religii w sekularnych państw -
Open Forum - Welcome & The Comeback of Religion: A Potential Danger for the Secular State?
- problemach przyszłych generacji - Future Shifts: The Voice of the Next Generation
- współpracy niezależnych firm - The Power of Collaborative Innovation
- second life i wirtualnej rzeczywiści -
Open Forum - Virtual Worlds -- Fiction or Reality?
- wpływie globalnych korporacji na jakość naszego życia -
Corporate Global Citizenship in the 21st Century

A na zakończenie polecam Bill Gatesa w nowej roli. W Davos przedstawił on koncept kapitalizmu 21 wieku. Ten jego kapitalizm ma też osiągać zyski, ale niejako przy okazji ma przejąć odpowiedzialność za dobrobyt na świecie i równy podział dochodów. Ma on być zrównoważony i brać wzgląd na szczególną sytuację krajów rozwijających. Czyli taka mieszanina znanego nam kapitalizmu i filantropii.

Ale najlepiej oddajmy głos samemu pomysłodawcy:

A New Approach to Capitalism in the 21st Century


piątek, stycznia 25, 2008

digitalne projektowanie życia

W trakcie moich zupełnie przypadkowych wypraw po webie (internecie) zawędrowałem właśnie na konferencję Digital Life Design w Monachium. Ta konferencja - tylko dla zaproszonych gości - poświęcona jest cyfrowej (digitalnej) innowacji, nauce i kulturze w 21 wieku. To chyba taka konferencja o wszystkim i niczym - widać nie tylko ja tak bujam po tematach.

A na konferencję trafiłem przez techcrunch.
Craig Venter Richardem Dawkinsem

Kolejny krok do stworzenia sztucznego życia został zrobiony. Zespołowi genetyka Craiga Ventera udało się skonstruować DNA bakterii Mycoplasma genitalium. Zupełnie od zera. Teraz naukowcy chcą "zmontować" organizm, który naturalnie na Ziemi nie istnieje.
Anne Wojcicki & Linda Avey, o ich firmie i kobiecych metodach pisałem tutaj. W między czasie udało mi się też wyjaśnić troszeczkę pochodzenie Anne - w poprzedniej notce zastanawiałem się , czy jest ona Polką. Otóż jak gdzieś przeczytałem jej ślub z Sergejem (to ten od Google) odbył się godnie ze starą żydowską tradycją.

Donoszę też, że od niedawna serwis 23andme jest również dostępny w Polsce. Każdy z nas może więc zamówić swój cod genetyczny - za jedne 1000 dolców!.

Również ten młody obywatel - prawdopodobnie następny milioner ery socjalnych grafów, ma dopiero 13 lat! - wystąpił na tej konferencji jako mówca.


Link: sevenload.com

wtorek, stycznia 22, 2008

Każda nowa technologia ma swoich milionerów!

Ameryka od dawna uchodzi za kraj nieograniczonych możliwości. To kraj w którym każdy utalentowany i bardzo, bardzo, ale to bardzo pracowity człowiek może odnieść wielki sukces i zostać milionerem. Nawet bez wykształcenia masz tam szansę. Nawet jak na początek musisz myć talerze w restauracji, to nic, z czasem założysz własną małą restauracyjkę, a potem większą, a potem może sieć restauracji, i tak dalej aż do wielkiego sukcesu i milionów.

Jedną z sił napędowych amerykańskiej gospodarki jest właśnie ta próba realizacji tego marzenia o zostaniu milionerem przez setki milionów ludzi. Biorą oni na siebie dowolne wyrzeczenia, harują od rana do wieczora gnani do przodu tym marzeniem. To amerykańskie marzenie jest tak strasznie silne, że nic nie zniechęca ludzi od kontynuacji. Nawet oczywisty brak sukcesu. Nawet fakt, że taką milionerską karierę to tylko szalenie niewielu udało się zrealizować. Olbrzymia większość zostaje tam gdzie była."Nic to, jeżeli mi się nie udało, to z pewnością moje dzieci odniosą sukces" - mówią sobie Amerykanie i pchają swe pociechy na tę samą drogę po sukces.

Często zarzuca się Amerykańskiej polityce, że celowo mani ludzi tą wizją milionera. To takie opium dla ludu aby się nie buntował i godził z nie najlepszym losem. Niektórzy też twierdzą, że takie milionerskie kariery to kiedyś były możliwe, ale w dzisiejszych czasach to już nie.

Faktem jednak jest, że spora ilość Amerykanów zarobiła dzięki swej pracy i talentom olbrzymią ilość pieniędzy, bez lewych interesów i podejrzanych kontaktów. I tak dzieje się nadal. Ludzie ci nie muszą obawiać się pytania - "Jak Pan(i) zarobił(a) pierwszy milion?". Analizując życie tych ludzi często można zauważyć, że zarobili oni olbrzymie pieniądze w momencie pojawienia się nowych technologii czy trendów. Ludzie ci potrafili jak nikt inny wykorzystać ten moment, zrozumieli znaczenie tego rozwoju. Tak było już na przykład w czasach gdy pojawiła się kolej czy elektryczność, a potem samochody, filmy, telefony, aby wymienić tylko kilka z takich technologicznych przemian.

W ostatnich latach nowe technologiczne trendy pojawiają się coraz szybciej. A każda taka nowa technologia stwarza szansę dla nowych milionerów. I za każdym razem grupka ludzi wykorzystuje tę szansę i z dnia na dzień zostaje milionerem.

Oto taka mała próbka milionerów ery komputerów i internetu.


Gates und Jobs razem to rzadkość. Trudno jednak przecenić wpływ tych dwóch ludzi na erę technologii informacji.





Sergey Brim i Larry Page to założyciele Google. Niezbyt charyzmatyczni, za to szalenie bogaci.



Chad Hurley i Steeve Chen to Youtube. Obserwując ich mam wrażenie, że jeszcze nie dorośli do swych pieniędzy.



Mark Zuckerberg to założyciel socjalnego serwisu Facebook. Jak widać młody milioner może sobie pozwolić na dowolną nonszalancję. Ludzie nieco starszej daty nazwaliby jego "wsuwki męskie" niechlujstwem i absolutnym brakiem wychowania.



niedziela, stycznia 20, 2008

Upowszechnianie wiedzy

Kilka wolnych dni między świętami, a sylwestrem wykorzystałem do wykonania już od długiego czasu planowanych udoskonaleń mojego komputera. Między innymi zainstalowałem również wtyczkę TV firmy Pinnacle. Teraz jestem wielo-funkcjonalny - mogę jednocześnie być w internecie i oglądać programy TV!


Od pewnego czasu używam jako systemu operacyjnego Ubuntu (to taka południowo-afrykańska wersja Linux). Niestety instalowanie takich różnych dodatków pod Linuxem nie jest tak proste jak pod Windows, bo producenci nie oferują sterowników dla Linuxa, a ja na dodatek nie jestem specjalistą od Linuxa.


Poprosiłem więc mojego syna o pomoc i przyglądałem się jego pracy. Chłopak szybko znalazł w google informacje jak tę wtyczkę TV zainstalować. Wykonaliśmy wszystkie zamieszczone w długiej liście konieczne kroki instalacyjne, ale ciągle coś tam nie działało tak jak trzeba. Znowu google i gdzieś tam w forach krótka wzmianka o rozwiązaniu - jak widać już ktoś na świecie borykał się z tym problemem i znalazł rozwiązanie. Kilka klików w klawiaturę i działa!


Tak przyglądając się sposobowi pracy mego syna porównywałem go do mojej pracy z czasów dawnych, kiedy to jeszcze zajmowałem się administracją systemów. Wtedy (w latach osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych) tak szybkie rozwiązanie zadań było niemożliwe. Człowiek musiał w większości przypadków sam znaleźć rozwiązanie dysponując tylko skąpą dokumentacją. Można było pogadać o tym z kolegami w pracy, ale i ich wiedza często nie wystarczała. Jako ostateczne rozwiązanie można było zadzwonić do producenta i poprosić o pomoc. Jednak to było drogie i wolne - trwało nie krócej niż kilka dni.


Różnica między wtedy, a teraz jest więc kolosalna. A to tylko nieco więcej niż 15 lat! Kiedyś taka instalacja zajęłoby z pewnością co najmniej kilka, jeżeli nie kilkanaście dni. Dzisiaj uporaliśmy się z tym zadaniem w jakieś dwadzieścia minut!


Co jednak sprawiło tę ogromną zmianę? Jakie to czynniki doprowadziły do tego wielkiego przyśpieszenia?


Moim zdaniem jest ich kilka:

  1. Powszechność informacji. Informacją dysponuje coraz więcej ludzi na świecie. To nie są tysiące czy miliony ludzi, a dziesiątki, jeżeli nie setki, milionów. Wiedza przestaje być elitarna a stała się dobrem powszechnym.
  2. Dzielenie się informacją. Olbrzymia ilość ludzi jest gotowa dzielić się swym doświadczeniem (czyli wiedzą) z innymi za darmo, publikując to na różnych forach czy blogach.
  3. Informacja dla każdego. Dzięki Internetowi i socjalnym sieciom coraz większa ilość wiedzy jest dostępna dla każdego. Dzisiaj mamy dostęp do skumulowanej wiedzy setek milionów ludzi.
  4. Szybkie wyszukiwanie informacji. Bardzo efektywne wyszukiwarki (jak Google, Yahoo czy MSN) umożliwiają mam szybki i efektywny dostęp do tego przeogromnego zasobu wiedzy. Dostęp ten jest wręcz błyskawiczny - w ciągu kilku minut znajdujemy to czego szukamy.

A jak będziemy pracować w niedalekiej przyszłości?


Faktem jest, że ilość dostępnej informacji powiększa się praktycznie codziennie i rośnie eksponentialnie. Wiedza rozprzestrzenia się też coraz szybciej. To doprowadzi z pewnością do dalszych zmian. Otóż sądzę, że dwa trendy uwidocznią się już niedługo:

  1. Automatyczne tłumaczenie - Dostęp do informacji, niezależnie od języka w jakim jest ona zmagazynowana. Nie wiem na przykład czy po polsku informacje których potrzebowaliśmy do instalacji TV też w takiej ilości są dostępne, bo poruszaliśmy się po stronach angielskich i niemieckich a raz nawet coś tam znaleźliśmy na stronie włoskiej. Faktem jest, że część światowej informacji zmagazynowana jest w lokalnych językach i przez to na razie niedostępna dla wszystkich. Zapewne już niedługo pojawi się automatyczne tłumaczenie stron na dowolnie wybrany język.
  2. Automatyzacja szukania. Inteligentne automaty będą przeszukiwać zasoby internetu na nasze życzenie i dostarczać nam jeszcze precyzyjniejszej informacji jeszcze szybciej.


W przyszłości mój wnuk (którego jeszcze nie mam) zleci zadanie znalezienia wszelkich potrzebnych informacji automatycznej wyszukiwarce. Ona to zanalizuje temat i wyszuka potrzebne informacje. A może nawet przeprowadzi instalację? A on będzie w tym czasie zajmował czymś dużo bardziej interesującym.


wtorek, stycznia 15, 2008

Kobieca walka o bieganie

Kobiety bardzo długo musiały walczyć o swoje prawa społeczne. I chociaż wiele praw wywalczyły sobie już na początku ubiegłego stulecia to na prawo do startu w maratonie musiały czekać aż do początku lat siedemdziesiątych!

Jedną z głównych aren tej walki był maraton bostoński. Ten jeden z najstarszych maratonów świata, który po raz pierwszy odbył się w 1897 roku, przyciągał i nadal przyciąga jak magnes najlepszych biegaczy. No i również biegaczki.

Te jednak nie miały tam prawa startu, bo uważano wtedy, że biegi dłuższe niż 1,5 mili są dla kobiet szkodliwe. Amerykańskie stowarzyszenie sportowe Amateur Athletics Union (A.A.U.) nie zezwalało na starty kobiet w biegach długich.

Bardzo dokładnie opisał to nastawienie znany w latach pięćdziesiątych Dr. Heiner Martius w swym poradniku dla kobiet:


"Kobiety są zbyt dumne aby próbować ze skurczoną tworzą i kończynami naśladować mężczyzn w pogoni za sportowymi rekordami"


Czyli ten zakaz był tylko dla dobra pań, a one są czasami takie nierozsądne i nie rozumieją tego. ;)

Pomimo to waleczne kobiety nie dały za wygraną. Pierwszą kobietą, która przebiegła maraton była Roberta “Bobbi” Gibb w roku 1966. Bobbi schowała się w krzakach przy starcie, odczekała pierwszych startujących i po chwili włączyła się do biegu. Bobbi obawiała się, że organizatorzy ją zatrzymają, a nawet, że policja może ją zaaresztować.

Oczywiście natychmiast rozpoznano ją jako kobietę. Nikt jednak nie próbował jej zatrzymać czy przeszkadzać w biegu. Wręcz przeciwnie . Inni biegacze pozdrawiali ją przyjaźnie. Bobbi ukończyła bieg przy aplauzie widzów ze świetnym czasem 3 godziny i 21 minut. Dużo szybciej niż wielu mężczyzn. Na zakończenie gubernator stanu
Massachusetts podszedł do niej, podał jej rękę pogratulował wyniku!

W roku 1967 Katherine Switzer zarejestrowała się nie ujawniwszy, że jest kobietą i wzięła udział w maratonie obok biegnącej znowu bez numeru startowego Bobbi Gibb. W trakcie biegu dziennikarze odkryli, że biegnie kobieta z oficjalnym numerem startowym i poinformowali o tym organizatorów. Rozwścieczony direktor biegu, Jock Sample, podjechał w pobliże Katherine, wyskoczył z auto i próbował ją zatrzymać, albo przynajmniej zedrzeć z niej numer startowy.

Katherine biegła wraz z kilkoma przyjaciółmi, którzy natychmiast stanęli w jej obronie. Na oczach zachwyconych i fotografujących dziennikarzy potężny przyjaciel Katherine (chłop ważył 120 kilo i rzucał młotem) wyrzucił Jocka Sample z drogi. Rzut był na tyle mocny, że Jock Sample zaniechał dalszych prób usunięcia Katherine z biegu. Oczywiście została ona natychmiast zdyskwalifikowana i jej czas (4 godziny 20 minut) nie został odnotowany oficjalnie. Pomimo to (a może właśnie dlatego) wydarzenie to przeszło na stałe do historii maratonu.



W następnych latach coraz więcej kobiet brało udział w bostońskim maratonie bez numeru startowego. Ale dopiero w 1972 roku po raz pierwszy dopuszczono oficjalnie do biegu kobiety! Pierwszą kobietą, która oficjalnie zwyciężyła była Nina Kuscsik z czasem 3 godziny 10 minut.

W między czasie nikogo już nie dziwi widok kobiety biegnącej w maratonie. Tysiące kobiet bierze corocznie udział w wielu organizowanych biegach. Organizatorzy bardzo często zabiegają wręcz o udział możliwe dużej ilości kobiet w biegach.

A i rezultaty kobiet są fenomenalne i całkiem bliskie tych najlepszych. Panie są w stanie przebiec te 42 km w 2 godziny i 16 minut!

I pomyśleć, że jeszcze przed 40 laty powszechne było mniemanie, że kobiety nie mogą biegać więcej niż 1,5 mili! Jak bardzo można się mylić!

Zakompleksiona klasa

Wien, że temat zaczyna być powoli już nudny, bo w między czasie wszyscy piszą o klasie. Ta dowcipna odpowiedź na jednym z for o naszej klasie na temat "Analiza kompleksów społecznych na przykładzie portalu nasza-klasa.pl" jest naprawdę fajna. ;)))

Oferta - sesje fotograficzne do nasza-klasa!

Gość: Cwany synalek

Mamy dom z dużym ogrodem, urządzony antykami. W garażu Jaguar S-type
i Land Rover Discovery III ojca oraz Volvo XC 90 mamy. Zawsze stoi
przynajmniej jeden z nich. Zapraszam na sesje zdjęciowe, koszt
sesji - samochody, dom, ogród: 1000 PLN, z wnętrzami w domu -
dodatkowo 500 PLN. Musisz mieć własne tablice rejestracyjne! Terminy
do ustalenia przez telefon, bo rodziców nie może być w domu.
Złodziei i porywaczy proszę o wcześniejszy kontakt z naszym
prawnikiem i home bankerem taty.


poniedziałek, stycznia 14, 2008

Dyson, ostatni heretyk naukowy, o globalnym ociepleniu

Freeman Dyson lubi mówić o sobie jako o jednym z ostatnich heretyków naukowych.


Heretyk to ktoś kto stawia pod znakiem zapytania ortodoksję. Heretyk neguje powszechnie obowiązujące reguły i wyznaje tezy absolutnie niezgodne z aktualną doktryną. Heretycy są powszechnym zagrożeniem dla wszelkich ortodoksyjnych teorii i ideologii. Ortodoksje - zarówno religijne, ideologiczne jak i naukowe - zagrożone przez bałwochwalcze teorie heretyków zwalczają ich bezwzględnie.


Czy nauka potrzebuje heretyków? Dyson twierdzi, że tak. To heretycy są w stanie wyprowadzić naukę ze ślepych zaułków w które zagoniła się ona zaślepiona swą ortodoksją. Heretycy są często naukowcami z innych dziedzin nauki, którzy w niekonwencjonalny sposób analizują dogmaty naukowe i często proponują całkiem nowe, przełomowe rozwiązania.

Heretycy są w każdej sytuacji przydatni, nawet wtedy gdy nie mają racji. Dyskusja z nimi i ugruntowane odrzucenie ich poglądów jest bardzo przydatna do potwierdzenia aktualnie obowiązujących doktryn naukowych.


Freeman Dyson to wybitny fizyk teoretyczny i matematyk angielskiego pochodzenia. Duża sławę zyskały również jego rozważania na temat życia pozaziemskiego i futurystki.


Ostatnia herezja Dysona dotyczy problem globalnego ocieplenia. Otóż Dyson twierdzi, że aktualnie propagowana teoria globalnego ocieplenia jest fałszywa, bo jest oparta na niekompletnych
modelach klimatycznych. Te modele klimatyczne po prostu nie uwzględniają wszystkich czynników odgrywających w zmianach klimatycznych pewną rolę. Jak każdy kto już dłużej żyje na tej ziemi (a Dyson ma już 85 lat) również i on zauważył duże zmiany klimatyczne i tego i nie neguje. Jego zdaniem jednak to ocieplenie wcale nie jest globalne. Ocieplać będą się przede wszystkim zimne miejsca. W ciepłych okolicach o radiacji ciepła do atmosfery decyduje i tak w olbrzymiej mierze ilość pary wodnej w atmosferze, a nie ilość dwutlenku węgla.

Inny ciekawy aspekt herezji Dysona to temat skutecznego zapobiegania ociepleniu. Przyczyną ocieplenia jest nadmiar dwutlenku węgla w atmosferze. Aktualnie polityka próbuje znaleźć sposób redukcji wydzielanego dwutlenku węgla. To fałszywa droga, twierdzi Dyson. Wskazuje przy tym na inne rozwiązanie, a mianowicie związanie tego dwutlenku węgla w biomasie. Olbrzymia ilość dwutlenku węgla jest wiązana poprzez rośliny w trakcie wzrostu. Gdyby tak te procesy przyśpieszyć, gdyby tą biomasę zatrzymać w ziemi to mielibyśmy problem rozwiązany. A to tego jeszcze mielibyśmy strasznie żyzną ziemię!

Dyson prezentuje tu następującą wizję. Chiny potrzebują dla dalszego wzrostu olbrzymie ilości energii. Wydobywają węgiel i spalają go. Amerykanie przyśpieszają tworzenie się biomasy i zatrzymują ją w ziemi, wiążąc w ten sposób dwutlenek węgla wydzielany w Chinach. Niejako przy okazji następuje transport węgla tą drogą z chińskich kopalni do amerykańskiej ziemi. Transport całkowicie darmowy!

Dyson zapytuje też czy ocieplenie to naprawdę coś tak bardzo złego. Otóż podobno przed około sześciu tysięcy lat temu świat, a przynajmniej Europa i północna Afryka, był w jednym ze swych najcieplejszych i najwilgotniejszych faz. W tamtych czasach Sahara nie było pustynią. Padało tam wystarczająco dużo deszczu, aby utrzymała się roślinność.

Słuchając narzekań na blogu na zimę sądzę, że wielu z Was byłoby całkiem zadowolonych z dalszego ocieplenia, nieprawdaż?

niedziela, stycznia 13, 2008

Nie zapomnij o mleku!

(refleksja na bazie poprzedniego posta i komentarzy do niego)

Wszystkich, którzy regularnie zapominają kupić mleko czy jakiś inny drobiazg po który wybrali się do sklepu, informuję, że istnieje serwis dzięki któremu już nigdy o niczym nie zapomnimy.

Serwis ten to Remember the Milk (ja bym to przetłumaczył jako "Nie zapomnij o mleku"). Umożliwia on nam zarządzanie czasem i wszystkim co mamy do zrobienia. Remember the Milk to intuicyjnie prosty serwis dostępny również w języku polskim.

RTM umożliwia nam błyskawiczne dodawanie nowych zadań. Możemy grupować je w listy ( na przykład lista "zakupy"). Każdy może stworzyć dowolną ilość list. Dodatkowo możemy opatrzyć każde zadanie dowolną ilością kategorii (etykiet). Jeżeli zadanie jest skomplikowane to można dodać do niego notkę.

RTM można zsynchronizować z komórką, niestety odpłatnie, i z Iphone - Czy Iphone już dotarł do Polski?


Remember The Milk jest też świetnie zintegrowany z innymi popularnymi serwisami. I tak RTM można podłączyć do kalendarza Google i od niedawna też do gmail (mailowy serwis Googlea). Po zainstalowaniu Google Gears można też pracować offline - to znaczy bez podłączenia do internetu.


Więcej na temat tego interesującego serwisu znajdziecie na
ANTYWEBIE.

Czy dzięki Remember The Milk już nigdy nie zapomnimy o mleku? No nie wiem, może. ;)

Ale to z pewnością bardzo pożyteczny serwis do zarządzania czasem.

sobota, stycznia 12, 2008

Internet - informacja tuż pod ręką!

A może raczej monstrualne śmietnisko informacyjne?

Według najnowszych studiów przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii internauci brytyjscy (ale na pewno inni też) spędzają całe dnie bezsensownie w Internecie.

Do takiego wniosku doszedł instytut YouGov, który w tym celu przeprowadził wywiady z 2400 osobami. Większość z nich przyznała, że szukając jakichś informacji w internecie dosyć szybko zapominają co szukają i spędzają całe godziny bez konkretnego rezultatu. Szacuje się, że ten stracony czas wynosi 2 dni na miesiąc.

Myślę, że każdy z nas zna ten fenomen z własnego doświadczenia. I mnie zdarza się to dosyć często, że naciskam dosyć bezmyślnie linki i już po kilku minutach jestem gdzieś bardzo daleko od mojego tematu. Często szwendam się tak wiele godzin. Na koniec mam, zamiast błyskawicznego dostępu do informacji, tylko poczucie straconego czasu. ;-(

Internet jest bardzo podobny do supermarketu. Idziemy tam aby kupić mleko czy jakiś inny drobiazg, a wracamy z wypełnionym po brzegi wózkiem. A na dodatek mleko zapomnieliśmy kupić. ;)

czwartek, stycznia 10, 2008

Nasza klasa, a co potem?

Niedawno uległem presji publicznej (no może bardziej blogowej) i założyłem sobie konto na naszej klasie. Należę więc do tej "szalenie" elitarnej grupy 6 milionów Polaków, którzy się tam zarejestrowali.


Na początku poruszanie się po tej klasie wcale nie było zabawne. Leniwe serwery potrzebowały wieczność aby pokazać nową stronę. A najczęściej informowały mnie lakonicznie, że tego nie zrobią i żebym przyszedł kiedy indziej. Jednak od chyba wczoraj naszą klasę przeniesiono na nową serwerownię i wszystko działa cacy.


Bardzo szybko zorientowałem się w logice serwisu. Jest przejrzysty i łatwo zrozumiały, no a do tego ma całkiem przyjemną grafikę. Naprawdę dobrze zrobione!


Dosyć szybko też znalazłem moją klasę licealną i nawiązałem kontakt z 6 (z 42!) koleżankami i kolegami. Mojej klasy podstawowej jeszcze tam nie ma, a i mój wydział ze studiów jeszcze nie odczuł potrzeby wirtualnych spotkań.


Nieco powłóczyłem się tam po różnych klasach, oglądając profile ludzi, w większości bez zdjęć i tylko z podstawową informacją. Mało kto napisał o tym co teraz robi, albo coś więcej o sobie. Większość zamieszczanych tam komentarzy jest na temat wspaniałego wyglądu koleżanek i niekiedy nawet i kolegów. Pełno tam komentarzy w stylu - "Ach, wyglądasz wspaniale. Pomimo tych -dzieści lat absolutnie nic się nie zmieniłaś(łeś)." Oczywiście jest to szalenie przyjemne. Dochodzimy w tym momencie do wniosku, że chyba coś nie tak z naszym lustrem, bo ono pokazuje mam nieco inną osobę. Nie, nie chcę tu bynajmniej marudzić. Ludzie wyglądają naprawdę wspaniale, ale może kapkę za dużo tego krzyku o tym na naszej klasie.


W mojej klasie znalazłem też forum, o tym, że to już 35 lat od matury (tak, tak latka lecą ;-( ) i musimy się koniecznie spotkać. No a potem sporo życzeń świątecznych i noworocznych.


"No i co teraz się tam wydarzy?" - zapytuję z dużym zainteresowaniem. Nagle zbiera się na naszej klasie klasa, która naście lat się nie widziała. Wszyscy są zachwyceni, że "widzą" - chociaż to tylko wirtualnie - swoje koleżanki i kolegów. I co teraz? Czy rozpoczniemy intensywną korespondencję, czy zaczniemy się regularnie spotykać? A jeżeli tak, to czy do tego jest naprawdę potrzebna nasza klasa. Przecież spotykać można się w życiu realnym, a ci którzy chcą się z kimś z klasy spotykać na pewno to robią i nie potrzebują do tego naszej klasy. Większość ludzi z klasy mieszka przecież ciągle jeszcze w tym samym mieście, ale widują się tylko sporadycznie, gdzieś tam przypadkowo przy zakupach, czy na jakimś spacerku.


Czy może skończy się to tylko na tym, że opowiemy sobie ile mamy dzieci, żon, mężów, domów, samochodów, jaką to wspaniałą pracę mamy, gdzie to nie spędzamy urlopów i tak dalej? A potem zostanie tylko pustka i komunikacja powoli ustanie.


Czy może jednak nasza klasa jest w stanie znowu nas ponownie zbliżyć i wywołać to poczucie wspólnoty? Czy te stare emocje szkolne odżyją na tyle, że klasowe życie towarzyskie po nastu latach znowu zacznie kwitnąć? A no zobaczymy?


Ania próbuje właśnie znaleźć te dawne chwile, te klasowe flirty, ale jak pisze na swoim blogu nie jest to wcale takie łatwe!


Może ta notka brzmi nieco sceptycznie, więc chcę na zakończenie podkreślić, że ja osobiście bardzo, bardzo cieszę się z tego naszo-klasowego spotkania i będę się starał te kontakty pogłębić.


środa, stycznia 09, 2008

Burnout czyli wypalenie zawodowe

Co robić jak zauważysz, że sprawy nie idą po Twojej myśli? Starasz się jak możesz, natężasz do granic, a tu nic. Jak zachowywać się w takiej sytuacji?


Wielu z nas dodaje jeszcze gazu. Jak nie idzie, to trzeba robić jeszcze więcej i szybciej niż dotychczas. "Widać nie starałem się wystarczająco i muszę wzmóc moje wysiłki" - mówimy sami do siebie. Dłużej pracować, zrezygnować z przerw, wzięć robotę do domu, pracować w weekend, itd..


Co jednak robić, gdy pomimo tego przyśpieszenia sprawy nadal nie idą po naszej myśli?


Otóż może to czas aby coś zmienić w naszym życiu. Postawić sobie nowe cele, znaleźć sposób na odprężenie, jakieś inne zajęcie, rozrywkę, może nieco sportu. W każdym razie dalsze natężanie sie jest bezcelowe. Głową muru nie przebijesz.


Jeżeli nie zauważysz we właściwym momencie tej konieczności zmiany to sytuacja może stać się groźna. Skutki tak zwanego burnoutu (wypalenie zawodowe) mogą być odczuwalne latami, a wygrzebać się z tego stanu depresji, ciągłego zmęczenia i absolutnego braku chęci do życia i wszelakiego wysiłku wcale nie jest łatwo.


Jak więc rozpoznać ten moment w którym trzeba się zatrzymać i zamiast dodawać jeszcze gazu zastanowić nad własnym życiem?


Jeżeli rano, zamiast z ochotą wstać i pognać do pracy, naciągamy kołdrę aż na uszy i najchętniej w ogóle nie wyszlibyśmy z łóżka to jest taki właśnie dzwonek alarmowy. Nie lekceważmy go, bo potem może być już za późno!


poniedziałek, stycznia 07, 2008

Ranking blogów na blogfrog

Na blogfroga zwróciłem uwagę ostatnio na różnych blogach (na przykład u Froasi). Jakieś takie dziwne gwiazdki, nie bardzo wiedziałem do czego to przydatne. Później wybrałem się jednak na stronę blogfroga i stwierdziłem, że to taki polski technorati. A w technorati byłem już zameldowany. "Po co więc mi ten blogfrog?" - pomyślałem.

Przez długi czas byłem zdania, że polskie kopie internacjonalnych serwisów nie mają sensu - nawet popełniłem notkę na ten temat. Faktem jest jednak, że na takim diggu czy technorati polskie blogi giną zupełnie w tłumie innych.

Faktem też jest, że piszę po polsku. A olbrzymia większość polskich blogerów i czytelników zagląda raczej do polskich serwisów, a nie innych - więc i ja tam muszę być! I tak oto zameldowałem mojego bloga na blogfrog.

Blogfrog tworzy ranking blogów. Blogfrog bierze między innymi pod uwagę jak stary jest blog, jak często są publikowane na nim posty i ile linków na ten blog wskazuje. Użytkownicy mogą też bezpośrednio ocieniać blogi i poszczególne posty.

Zamieściłem tez na m
oim blogu mały widget do oceniania poszczególnych postów. Poszło błyskawicznie dzięki kilku osobom, które poświęciły nieco czasu umieszczeniu tego widgeta na bloggerze i co najważniejsze podzieliły się tą wiedzą z innymi. I tak Eskey napisał skrypt dla bloggera, a Robert Solkiewicz znalazł jeszcze prostsze rozwiązanie. Polecam raczej rozwiązanie Roberta.

Od wczoraj pojawia się pod moimi notkami ten oto obrazeczek:



Za jego pomocą możecie oceniać poszczególne notki, które tu zamieszczam. Wystarczy tylko wybrać odpowiednią ilość gwiazdek (im więcej tym lepiej dla mnie ;o) ).


Dlaczego bawię się w to? A no jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Jak piszę bloga, to trzeba go też nieco promować. A poza tym lubię takie różne gadżety. ;-)


niedziela, stycznia 06, 2008

Tylko 7 kroków do nieśmiertelności!

Początek roku to ulubiony czas do podejmowania różnych postanowień, które najczęściej bardzo szybko są zapominane. Sądzę, że ten brak konsekwencji w realizacji postanowień wynika przynajmniej częściowo z pewnej nieatrakcyjności naszych celów. Bo czyż jest atrakcyjnym celem stosowanie diety lub regularna gimnastyka?

A gdyby tak zacząć Nowy Rok z naprawdę atrakcyjnym i ambitnym postanowieniem?

Gdyby tak powiedzieć sobie - "Będę żył(a) 1000 lat!"

Wiele z Was pewnie od razu wykrzyknie - "nie to absolutnie niemożliwe, to jakaś totalna bzdura!".


To fakt, że dziś to jest jeszcze nierealne, ale kto wie co będzie możliwe za jakieś dwadzieścia, czy maksymalnie trzydzieści lat.


Posłuchajmy proroka długowieczności
Aubrey de Grey. Otóż jest on zdania, że starość to taka sama choroba jak na przykład malaria czy inne. Starość to tak naprawdę najczęstsza przyczyna śmierci. Starość trzeba więc leczyć i jej zapobiegać tak jak inne choroby. A to będzie już możliwe w niedalekiej przyszłości.

Co trzeba więc zrobić aby żyć z tysiąc, albo przynajmniej pięćset lat?


Wydłużenie życia - de Grey używa raczej to pojęcie zamiast nieśmiertelności) - to po prostu zwalczanie negatywnych dla organizmu
efektów mutacji kodu genetycznego, usuwanie substancji odpadowych z organizmu i regeneracja komórek.

Program zatrzymania starzenia według
Aubrey de Grey to zwalczanie 7 podstawowych przyczyn starzenia się:

  1. Mutacje DNA (Cancer-causing nuclear mutations/epimutations)
  2. Mutacje w Mitochondriach (Mitochondrial mutations)
  3. Produkty odpadowe wewnątrz komórek (Intracellular junk)
  4. Produkty odpadowe pomiędzy komórkami (Extracellular junk)
  5. Utrata pewnych komórek (Cell loss). Komórki nie są zastępowane nowymi po obumarciu
  6. Starzenie się komórek (Cell senescence)
  7. Utrata elastyczności w tkance łącznej (Extracellular crosslinks)
Aubrey de Grey, biogerontolog i bioinformatyk, jest prezesem fundacji Matuzalema ( The Methuselah Foundation ), której celem jest wspieranie badań w zakresie poznania i zatrzymania procesów starzenia się (anti-aging). De Grey polaryzuje mocno swymi tezami środowisko naukowe i wzbudza tym zainteresowanie masowych mediów. Można i nim nieco poczytać tutaj, tutaj i tutaj

De Grey koncentruje się na medyczno-genetycznej stronie przedsięwzięcia. Wszelkie etyczne i demograficzne asapekty, wpływ takiej ilości ludzi na układ społeczny i sytuację na rynku pracy ignoruje raczej. Twierdzi, że nastąpią tu zmiany, ale nie będą one tak negatywne jak twierdzą jego krytycy. Przeludnienia nie będzie, bo ludzie będą mieli dużo mniej dzieci. Może ma rację, bo dzieci to na zachodzie już teraz strasznie malutko.

Z drugiej strony tak przyglądam się temu oryginalnemu naukowcowi i trochę zaczynają mnie ogarniać wątpliwości. Czy on aby rzeczywiście pracuje nad wydłużeniem życia? Patrząc na niego mam wrażenie, że udało mu się przyśpieszyć własne starzenie o jakieś trzydzieści! Bo czy tak wygląda ktoś kto ma 47 lat?

Zresztą zobaczcie sami:




czwartek, stycznia 03, 2008

Czy Kanibale są wśród nas?

Jak każdy bloger cieszę się z każdego odwiedzającego. Normalnie. Jest jednak pewna grupa gości, która budzi we mnie pewne obawy.


Przed wieloma miesiącami napisałem posta o wypadku kanibalizmu we Wiedniu. Krótka notka z okazji tego przykrego wydarzenia, nic szczególnego. Moim celem było raczej pokazanie pewnej manipulacji dziennikarskiej, a nie samo wydarzenie.


Od tego czasu trafia do mnie z wyszukiwarki google codziennie (!) kilka osób szukających czegoś tam pod hasłem "Kanibalizm".


Nie wiem czego tak naprawdę szukają te osoby i dlatego nie wiem czy mam się cieszyć czy raczej martwić z ich tych odwiedzin.


Wzywam więc szukających na moim blogu hasła "Kanibalizm" abyście napisali kilka słów o tym, czego tak naprawdę szukacie, co Was w tym temacie interesuje!


wtorek, stycznia 01, 2008

Bieganie w zimie

Chyba tylko bieganie po wilgotnym piaseczku na skraju plaży tam gdzie jeszcze docierają fale można porównać do biegu po świeżym, puszystym śniegu. Ta specyficzna miękkość i sprężystość podłoża, to skrzypienie przy każdym kroku to jest właśnie to!

Dzięki małemu kaprysowi pogody, który w noc sylwestrową sypnął nam trochę śniegu rozpocząłem tegoroczny sezon biegowy na śniegu. Przebiegliśmy dzisiaj z Gino - to mój wspaniały part
ner do biegania, nigdy się nie męczy, zawsze gotów i zawsze ma ochotę na więcej - te nasze 14 kilometrów wzdłuż rzeczki płynącej koło naszego domu, płosząc przy tym niezliczone ilości kaczek, bażantów, kuropatw i zajęcy. Puszysty nieskazitelnie biały śnieg, jeszcze nie dotknięty ludzką stopą ani psią łapą chrupał miło przy każdym kroku i zapraszał swą świeżością do dalszego biegu.

Pomimo lekkiego mrozu nie było mi zimno
. Bieganie w zimie wbrew powszechnemu mniemaniu to nic nadzwyczajnego. Można biegać przy mocno minusowych temperaturach bez obawy, że zaraz będziemy chorzy. Trzeba się tylko stosownie do tej temperatury ubrać. Nie za lekko, ale też nie za ciepło. W dobrym ubraniu można nawet biegać na biegunie północnym. ;o)

Nie, nie, z tym biegunem północnym to wcale nie jest żart.

Takie polarne maratony są organizowane od kilku lat. Następny maraton na biegunie północnym (North Pole Marathon) odbędzie się w marcu, więc zainteresowanym ekstremalnym bieganiem w zimowych warunkach polecam go gorąco - jest jeszcze troszkę czasu na przygotowanie, no i zebranie wpisowego (11.900€). ;o)

W zeszłym ( no bo 2007 t
o już zeszły rok ;-) ) przy minus 25 stopni wzięło w nim udział 43 biegaczy, a najszybszy z nich przebiegł te lodowe 42 kilometry w nieco ponad trzy i pół godziny!

Maraton na biegunie północnym to rzecz bardzo ważna dla każdego kto chce należeć do niesłychanie elitarnego klubu "The Marathon Grand Slam Club". Aby znaleźć się w tym doborowym towarzystwie trzeba zaliczyć ekstremalnie trudne maratony na wszystkich siedmiu kontynentach ( jak na przykład Everest maraton w Azji czy Olympus maraton w Europie) no i ten na biegunie północnym - a tam biega się nad wodą, a nie po lądzie jak gdzie indziej. Aktualnie do tego klubu należy 23 biegaczy, większość Brytyjczyków i Amerykanów.

Nie dla wszystkich maraton na biegunie północnym jest wystarczająco ekstremalny. Ci szukający czegoś więcej startują w biegu na 100 kilometrów na drogim końcu świata, na Antarktydzie. Bieg ten organizowany jest w ramach Lodowego maratonu ( Antarctic Ice Marathon & 100k ). W grudniu poprzedniego roku ruszyło na tę szalenie trudną trasę w ekstremalnych warunkach pogodowych tylko 2 biegaczy - Austriak Christian Schiester i Susan Holliday z Wielkiej Brytanii. Schiester potrzebował na pokonanie tej lodowej setki prawie dwadzieścia godzin! Susan to pierwsza kobieta, która przebiegła taki dystans na Antarktydzie!

Tak, taki lodowy maratonek to chyba zupełnie niezły cel na przyszły rok - może bez dokładniejszego precyzowania który to przyszły mamy na myśli! ;o)