wtorek, lutego 26, 2013

Komisyjny egzamin

From Evernote:

Komisyjny egzamin

Właśnie miałem wątpliwą przyjemność egzaminować studenta komisyjnie. Po czterech latach wykładów na Fachhochschule, jak tutaj nazywa się wyższa szkola inżynierska, po raz pierwszy dosyć uparty student nie zaliczył żadnego z trzech pisemnych egzaminów i w tej sytuacji egzamin komisyjny był nie do uniknięcia. I to pomimo tego, że przymykam oczy na tych pisemnych egzaminach i naciągam jak mogę ocenę, bo przecież nie mogę dać pały prawie wszystkim studentom z roku. A powinienem, bo ich wiedza, przynajmniej w temacie którym się zajmuję, jest żenująca. Z regóły w pierwszym terminie połowa dostaje pałę, a w drugim, no w najgorszym przypadku trzecim, terminie jednak coś tam wiedzą, więc jak mówię naciągam ocenę i jakoś ich przepycham. 

Ten student był jednak wyjątkowo odporny na wiedzę i przy każdym podejściu jego wyniki były poniżej wiedzy przypadkowego człowieka z ulicy i pomimo najszczerszej mojej chęci przepchnięcia go był on jednak zawsze poniżej mych jakże skromnych minimalnych wymagań.

Na egzaminie komisyjnym zasiedliśmy we trójkę - dziekan, jeszcze inny profesor i ja - na przeciw studenta. Zadałem mu pierwsze pytanie i już było widać, że znowu nic nie wie. Zaczął coś bredzić od rzeczy. Na drugie pytanie odpowiedział jeszcze gorzej. Dziekan poprosił aby mu trochę podpowiedzieć, go trochę poprowadzić. Podpowiadałem jemu ale to niewiele dało. Czekając aż student coś z siebie wyduka zerknąłem na dziekana i widzę, że on czerwienieje na twarzy, tu i uwdzie wyłażą mu czerwone plamy. Niestety nie wiem czy to było ze wstydu za studenta czy ze złości. Po trzeciej równie fatalnej odpowiedzi wysłaliśmy studenta na korytarz i zaczeli naradę. Nawet bez pytania mnie o wynik panowie profesorowie stwierdzili, że on nie ma w ogóle pojęcia o temacie. Ale co z nim zrobić? Złamać mu karierę życiową z powodu tego jednego przedmiotu? Czy puścić?

Mgliście przypomniałem sobie moje komisyjne egzaminy. Dwa na chemii i jeden z nich właśnie z chemii. Profesor Rodziewcz dość szybko odesłał mnie do domu stwierdzając, że się na chemika nie nadaję. Wywalili mnie wtedy z chemii, za co jestem Rodziewiczowi do dzisiaj wdzięczny. Późnie już na innym wydziale uwziął się na mnie matematyk, ale tego nie się bałem, bo z matematyki byłem dobry. Zdałem więc ten komisyjny bez problemu.

Po tej krótkiej konsultacji z moją osobistą przeszłością zadecydowałem, że studenta puścić nie można. Po pierwsze jak inni studenci się dowiedzą, że komisyjny można zdać bez wysiłku to już absolutnie nikt z nich nie będzie się uczył. Po drugie dla zasady. Nie można przecież trzech profesorów lekceważyć aż tak i podejść do egzaminu zupełnie nieprzygotowanym. 

Moi koledzy byli tego samego zdania. Postanowili jednak dać studentowi jeszcze jedną szansę i wyznaczyli mu drugi termin komisyjny. No niech stracę. 

Za to po egzaminie w trójkę spędziliśmy bardzo miły wieczór w pobliskim pubie. Przynajmniej tyle mam satysfakcji z tego egzaminu komisyjnego.

piątek, lutego 15, 2013

Co będzie po nas?

From Evernote:

Co będzie po nas?

Wielu z nas sądzi, że ten cały świat wokół nas został stworzony wyłącznie po to abyśmy my, ludzie, mogli z niego korzystać. Większość z nas postrzega ten układ jako raczej statyczny. Takiego zdania są na pewno ludzie religijni, bo przecież według bibli Bóg stworzył świat, a na zakończenie, niejako jako uwieńczenie tego dzieła, człowieka. Takiego zdania są na pewno też wyznawcy inteligentnego projektu, którzy akceptują mechanizmy teorii ewolucji. Jednak odrzucają oni zdecydowanie założenie, że motorem napędowym ewolucji jest przypadkowe dostosowanie się gatunków do zmieniających się warunków otoczenia. Ich zdaniem ewolucyjne mechanizmy nie są przypadkowe. Ewolucja realizuje z góry założony boski plan.

Jednak nawet zwolennicy klasycznej teorii ewolucji patrzą najczęściej w przeszłość. Analizują jak powstawały gatunki, jak postępowała specjalizacja organów, jak powstawał człowiek. Człowiek i tutaj jest postrzegany jako największe osiągnięcie ewolucji, jako spełnienie jej celu w sensie najwyższej jak dotychczas inteligencji, chociaż oczywiście tego nikt głośno nie mówi. Rzadko jednak ktoś pyta co dalej?  Jak będzie rozwijał się człowiek, czy może innne gatunki - mrówki? - strącą go z piedestału?

Jedno jest pewne. Nieustannie następuje dalsza specjalizacja gatunków i ich doskonalenie. Bardzo trudno przewidzieć kierunek zmiany, ale zmiana jako taka jest nieunikniona.

Biologiczna ewolucja jest trudna do przewidzenia. Jej procesy są dosyć wolne, być może już zbyt wolne. A może ewolucja biologiczna przejdzie w ewolucję cyfrową? Biologiczną inteligencję zastąpi cyfrowa sztuczna inteligencja, która będzie się doskonalić w tempie nieporównywalnie szybszym. Zamiast tysięcy lat zmiany będą następować w lat kilkadziesiąt, a może nawet kilkanaście. 

Najbardziej fascunujące jest przy tym, że to my ludzie sami stworzymy inteligencję wyższą niż nasza. Jeszcze wydaje się nam, że ten moment jest daleko. Nasza zależność od komputerów rośnie nieustannie. Całe mnóstwo zadań komputery rozwiązują dużo szybciej od nas. Bardzo wiele z nich ludzie nie potrafią już rozwiązać sami. Komputery są coraz bardziej inteligentne i szybkie. Jak na razie potrafią rozwiązywać tylko zadania, na które je zaprogamowaliśmy. Jak na razie brakuje im naszej uniwersalności. Ale to tylko kwestia czasu. 

A co stanie się z nami? Nie wiadomo. Możliwe są różne scenaria. Może sztuczna inteligencja - komputery, roboty - wyeliminuje nas. Może zaczniemy się sami zmieniać w cyborgów, wyposażając się w dodatkowe możliwości - ekstra pamięć i moc procesowa, cała masa dodatkowych czujników. Wszystko to zostanie oczywiście wkomponowane bezpośrednio w nasz mózg. Można fantazjować dalej i połączyć nasze mózgi ze sobą tworząc jeden wielki centralny mózg. Być może stracimy wtedy naszą autonomię stając się częścią wielkiego światowego mózgu. 

Który z tych scenariurzy stanie się rzeczywistością? A no pożyjemy, zobaczymy.