sobota, października 03, 2015

Niezbyt udany urlop

Wczoraj cały dzień spędziłem w naszym wiedeńskim mieszkaniu, a w przedpokoju robotnicy instalowali wentylację aby osuszyć sufit i podłogę - dwa spore osuszacze powietrza, kilka wentylatorów podwieszonych pod sufitem, kilka dziur w parkiecie, przez które wdmuchwane jest ciepłe powietrze pod podłogę. W zeszłym tygodniu nas, to znaczy mieszkanie w którym mieszka teraz nasz syn, zalał sąsiad z góry. Woda stała w przedpokoju i w jednym z dużych pokoi na przeszło centymetr. W zasadzie to problem syna ale wyszło tak, że ja muszę sie tym zajmować. Ze względu na to zalane mieszkanie niestety przerwaliśmy urlop we Włoszech. 

Wynająłem w Grado, to takie nieduże ale stare miasteczko nad Adriatykiem, bardzo ładny apartament nad samym morzem tuż przy głównym deptaku w miasteczku. 



Spędziliśmy tam tylko jeden dzień, bo zaalarmowani telefonem syna postanowiliśmy wrócić od razu do Wiednia i zobaczyć co się dzieje w tym zalanym mieszkaniu. Na początku też nie było jasne kto je zalał. Czy to lało się od sąsiada z góry czy to może u nas pękła rura? Na szczęście dla nas awaria była u sąsiada. Podobno pękła rura od zmywarki do naczyń.

Ten jeden dzień w Grado też nie był taki jak chciałem. Według prognozy pogody jechaliśmy do słońca i ciepła. Zamiast tego gdy przyjechaliśmy do Grado lało jak z cebra, chociaż nie było zimno. Następnego dnia już było lepiej, ale nadal sąpił od czasu do czasu lekki deszczyk. Pomimo to pospacerowaliśmy trochę po miasteczku i na plaży B zbierała muszelki. Było bardzo fajnie.  Po południu pojechaliśmy w dobrych nastrojach na zakupy. Popołudnie było słoneczne i ciepłe. Chyba niecały kilometr od hotelu zatrzymała nas policja.  Rutynowa kontrola. W jej trakcie nagle jeden z policjantów zaczął coś wykrzykiwać i wskazywać na tył samochodu. Wysiedliśmy i widzimy, że w prawym tylnym kole prawie nie ma powietrza. Byłem tym nieco zszokowany, bo jadąc nie czułem nic specjalnego, a na dodatek samochód ma system kontroli ciśnienia w oponach, który nic nie pokazywał. Grzeczni policjanci pokazali nam stację benzynową 200 metrów dalej i poradzili aby do niej powolutku podjechać. Tak też zrobiłem. Na stacji usłużni ludzie obejrzeli dokładnie oponę, nadymali ją, obsłuchali, ale nic podejrzanego nie znaleźli. Poradzili abym dzień poczekał i jak następnego dnia znowu powietrze ucieknie to trzeba jechać do mechanika. Z B postanowiliśmy jednak prosto pojechać do tego mechanika. Mechanik od razu się nami zajął. Popsikał oponę jakimś płynem i patrzył czy nie robią się bąbelki powietrza. Ale nic nie było widać.  Podziekowałem więc mechanikowi i pojechaliśmy na zakupy, a potem z powrotem do hotelu. Ani mechanik ani ci ludzie na stacji benzynowej nie chcieli wziąć ode mnie pieniędzy, chociaż pomagali nam naprawdę serdecznie.


Wieczorem poszliśmy z B do "naszej" na restauracji rybnej na zupę rybną, którą w Grado nazywają boreto, i jeszcze trochę innych rybek. Przy butelce Friuliano spędziliśmy naprawdę fajny wieczór. B pogodziła się chyba z pogodą i nawet o oponie zapomnieliśmy. Wróciliśmy do hotelu w świetnych nastrojach zmęczeni mocą wrażeń zasneliśmy mocno. Gdzieś koło pierwszej w nocy obudził nas telefon od syna, że mieszkanie jest zalane.

Po niespokojnie przespanej nocy rano ruszyliśmy z powrotem do Wiednia. Całą drogę lało znowu. A teraz sprzątam mieszkanie, oceniam straty, myślę jak to wszystko ponaprawiać. Taki to urlop mieliśmy w tym roku.