sobota, czerwca 28, 2014

Zmniejszanie nierówności

Dyskusja o narastających dramatycznie nierównościach dochodów i przede wszystkim majątkowych pomiędzy najbogatszymi a resztą toczy się w wielu krajach Europy. W Austrii, w której konserwatywne rządy przed kilkunastu laty zniosły podatek spadkowy i wprawadziły mnóstwo ulg dla bogaczy, powołano właśnie komisję rządową, aby zbadać co można zrobić. Pewnie niewiele z tego wyjdzie, bo konserwatywna partia boi się jakiegokolwiek opodatkowania bogaczy jak diabeł święconej wody.

Tym bardziej mnie cieszy, gdy czytam, że wiceprezes banku światowego mówi, że zbyt duże różnice między bogatymi, a biednymi są niemoralne. O podatku spadkowym mówi on:

Podatek spadkowy jest konieczny. Bez niego łatwo tworzą się dynastie bogactwa. Jedni rodzą się szokująco biedni, a drudzy szokująco bogaci. To jest niemoralne. Podatek spadkowy stoi na straży publicznej moralności. Bez niego, kto się urodzi w slumsie, ma tysiące razy mniejsze szanse życiowe niż ten, kto urodzi się w dobrej dzielnicy. Tego się nie da uzasadnić moralnie ani ekonomicznie.

To nowy punkt widzenia. Podatek jako instrument moralny. Więcej o ideach wyrównywania nierówności w wywiadzie w Polityce.

http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/rynek/1582609,1,zmniejszanie-nierownosci--najwazniejsze-zadanie-dla-politykow.read

niedziela, czerwca 22, 2014

Monarchia czy republika?

Ostatnich kilka dni spędziłem w Zurychu na spotkaniu europejskich firm telekomunikacyjnych. Były to bardzo fajne trzy dni. Ciekawe z fachowego punktu widzenia spotkanie, mili koledzy z całej Europy, większość z których dobrze już znam. A do tego Zurych, ładne, bogate miasto, pięknie położone nad jeziorem i jego mieszkańcy, grzeczni i wesoli ludzie. Mnóstwo kawiarnii i restauracji, pełnych młodych, kolorowo ubranych ludzi. Pogoda też nam dopisała, więc czego jeszcze można sobie życzyć?

Wieczory spędzaliśmy w tradycyjnych knajpach jak na ten przykład w Zeughauskeller. I to właśnie tam sprowokowałem zażartą dyskusję o monarchii. Przy stole siedzieli, obok dwóch kolegów z Turcji (ale tej jej europejskiej części), ja i Szwajcar, oboje gorliwi zwolennicy republiki i dwóch monarchistów z Hiszpanii i Danii. Aha i jeszcze był z nami Portugalczyk, który bliżej nie sprecyzował swojego zdania. Duńczyk przyznał wprawdzie, że jest za monarchią w Danii i że większość Duńczyków lubi ich królową, ale nie uzasiadniał dalej dlaczego tak jest. Natomiast Hiszpan okazał się być bardzo zdecydowanym zwolennikiem monarchii, nie tylko lubiącym ichniego króla, ale zasadniczo przekonanym o wyższości monarchii nad innymi formami państwowymi.

Hiszpana koronnym argumenten jest przekonanie, że królowie są od dziecka przygotowywani do rządzenia i dlatego ich kompetencje dużo przewyższają te na krótko wybranego prezydenta. Poza tym, ponieważ król to funkcja na całe życie, królowie utożsamiają się ze swoją funkcją dużo bardziej niż wybrany na kilka lat prezydent. Kolega Hiszpan to człowiek bardzo emocjonalny. Jak coś opowiada, to widać, że to go porusza i jest dla niego bardzo ważne. Pozwoliłem mu się więc obszernie wypowiedzieć i zaprezentować jego poglądy. Szwajcar krytykował go cały czas, co tylko motywowało Hiszpana do szukania dalszych monarchistycznych argumentów. Ja, jako zdeklarowany republikanin, musiałem więc stawić opór hiszpańskiemu monarchiście. Moim zdanien najważniejszy argument przeciwko monarchii wynika z przekonania o równości wszystkich ludzi wobec prawa i równych szans dla wszystkich. Ta regóła to podstawa nowoczesnych społeczeństw i jej ważność jest udokumentowana w konstytucjach chyba wszystkich państw europejskich. Jakakolwiek klasowość społeczeństwa, w tym również szczególna rola króla jest oczywistym pogwałceniem tej podstawowy demokratycznych społeczeństw.

Również do pewnego stopnia słuszny argument o wyjątkowym przygotowaniu króla do rządzenia nie jest do końca przekonywujący. A co jeżeli ten król nie nadaje się do tej funkcji? W takim przypadku nie pomoże najlepsze przygotowanie. Takich niezdatnych króli znamy z historii wielu. Prawdopodobnie dlatego nawet w państwach których głową jest król jego praktyczna rola jest bardzo ograniczona. Najczęściej ma tylko funkcje reprezentacyjne. Współczesne monarchie nie cenią więc zbytnio tego fenomenalnego przygotowania króli do rządzenia.

I tak to politykując i popijając dobre szwajcarskie piwo spędziliśmy wspólnie pomimo pewnych różnic światopoglądowych bardzo miły wieczór. Następne takie spotkanie mamy pod koniec października.

środa, czerwca 18, 2014

Mocne postanowienie podjęte w kawiarni Florian

Parę dni temu obejrzałem w telewizji niemieckiej reportaż o Wenecji. O jej wspaniałych pałacach, okresie wielkości i dominacji. Wspomniano tam również kawiarnię Florian przy Procuratie Nuove koło Piazza San Marco, jedną z najstarszych ciągle funkcjonujących europejskich kawiarń, miejsce spotkań intelektualistów i elit Wenecji. W tym momencie przypomniały mi się tamte już nieco odległe lata. Był to rok 1998 a może 1999. Spędziliśmy wtedy ze znajomymi niezapomniany weekend. Kolega B był wtedy wielbicielem Włoch. Jeździł tam dosyć często i opowiadał zawsze szalenie interesująco i barwnie o włoskiej architekturze, kulturze i niepowtarzalnym włoskim stylu życia. Szczególnie był on, a chyba nawet dużo bardziej jego żona, zauroczony Padwą. Padwa znajduje się zaledwie kilkanaście kilometrów od Wenecji i oczywiście blask tego miasta na wodzie (czyli Wenecji) przyćmiewa Padwę, która jest dzisiaj nawet turystycznie miastem bez specjalnego znaczenia. Miasto to ma jednak wspaniałą historię i znawcy dużo chętniej je odwiedzają niż przeludnioną i krzykliwą Wenecję. Padwa to też siedziba jednego z najstarszych uniwersytetów europejskich, uniwersytetu na którym kształcili się przybysze z całej Europy, wielu również z Polski. Najbardziej znani z polskich studentów są chzba Kochanowski i Kopernik. Pani kolegii B to historyczka, rozkochana bardzo we Włoszech, średniowieczu i renesansie, więc Padwa to był dla niej raj.

Jednego razu kolega B razu zaproponował spotkanie w Padwie. Wraz z naszymi paniami. Widywaliśmy się wprawdzie od czasu do czasu we Wiedniu, próbowaliśmy naszych sił we wspólnych projektach. Nigdy jednak nie spotkaliśmy się w czwórkę. Odważnie zgodziłem się. Spotkaliśmy się więc pierwszy raz w czwórkę w Padwie w piątek po południu. Początkowo atmosfera była nieco sztywna. Na szczęście przed kolacją odwiedziliśmy ulubiony sklep z winami kolegii B i jego żony. Ja w tamtym czasie byłem prawie abstynentem, a do wina miałem stosunek obojętny. W tym sklepiku kolega B namówił nas jednak na degustację różnych włoskich win. Staliśmy przy tym wokół sporej beczki, która była jedynem stołem w tym sklepie. Nagle, z chwili na chwilę, przy drugim czy trzecim toaście poczułem się świetnie. Nastrój całej naszej grupki poprawił się, panie przeszły wreszcie na ty. Żartowaliśmy, śmialiśmy się i było wspaniale. To wtedy kupiłem kilka butelek wyśmienitego włoskiego wina i próbuję być koneserem win. świetny humor towarzyszył nam również przy wyśmienitej kolacji w dobrej restauracji. Bawiliśmy się do nocy i wróciliśmy, jak się okazało, zbyt późno do hotelu. Portierka z bardzo obrażoną miną czekała na nas specjalnie przy wejściu, bo o dwunastej zamykają tam bramę.

Następnego dnia zwiedzaliśmy Padwę i jej uniwersytet, a w niedzielę w drodze powrotnej wpadliśmy na krótko do Wenecji. To właśnie tam, popijając kawę u Floriana, podjęliśmy zabowiązanie. Przy stoliku obok siedział facet i pracował na swoim laptopie. Kolega B i ja byliśmy wtedy zafascynowani pracą niezależną. Niezależny doradca czy programista, pisarz, dziennikarz, czy inne wolne zawody imponowały nam bardzo. Chodziło głównie o niezależność, o możliwość decydowania jak i kiedy pracujemy. Praca w kawiarni, w parku czy w innych przez nas wybranych miejscach to był nasz cel. Praca tam gdzie inni spędzają urlop czy odpoczywają to była ta niezależność do której wtedy dążyliśmy. Tak więc pijąc kawę u Floriana postanowiliśmy, że najpóźniej za rok rzucimy nasze aktualne prace i będziemy całkowicie niezależni.

Czy udało nam się zrealizować te plany? I tak i nie. Nie, bo nadal pracujemy na posadach, chociaż kolega B był dużo bliższy osiągnięcia tego celu. Trochę jednak tak, bo na naszych aktualnych posadach możemy w dużym stopniu decydować jak i kiedy pracujemy.

Niestety do Padwy już nie jeździmy. Za dużo pracy. ;) Kolega B przestawił się na Hiszpanię, a my chętniej spędzamy urlopy w okolicach Lago di Garda.