sobota, lutego 13, 2016

Polska między wschodem a zachodem

Coraz wyraźniej widać, że spór polityczny w Polsce, czy wręcz dramatyczne rozdarcie na dwie Polski to nowa odsłona znanego z historii dylematu - czy chcemy przyłączać się do zachodnich demokracji, czy bardziej ciągnie nas do wschodnich autokracji. Dążenie do przejmowania zachodnich wartości i sposobu organizacji społeczeństwa zawsze spotykało się z oporem tych, co uważają, że jest to zagrożenie dla polskiej tradycji i tracimy przy tym naszą polskość. Dlaczego jednak jest to takie ważne, abyśmy nie odwrócili się od zachodu? Czy chodzi tu tylko o zachodnie wartości jak wolność i równość, które najlepiej są zrealizowane w liberalnej demokracji? Otóż jest to ważne, gdyż ta forma organizacji społecznej była i nadal jest najbardziej skuteczną ekonomicznie. Liberalne demokracje zapewniają swoim obywatelom wiele swobód ale przede wszystkim dostatnie życie i dobrze zorganizowane państwo. Wolność i równość wszystkich to są piękne wartości z moralnego punktu widzenia oczywiście. Równość gwarantowana przez demokratyczne prawa jednocześnie uruchamia potencjał wszystkich obywateli dużo lepiej niż jakakolwiek inna forma organizacji społeczeństwa. Wolni obywatele mogą sami podejmować decyzje i dążąc do poprawy swojego bytu są przy tym bardzo kreatywni i pracowici. Ludzie podlegli, trzymani w hierarchicznych strukturach są bierni i nauczeni li tylko posłuszeństwa i wykonywania rozkazów. Nie przypadkiem mówi się do dzisiaj “odwalić pańszczyznę”. Dlatego też te zachodnie państwa, które najszybciej zniosły pańszczyznę i zagwarantowały wszystkim obywatelom równe prawa rozwijały się też najszybciej ekonomicznie. Nie przypadkiem to w Anglii, a nie w Rosji doszło do rewolucji przemysłowej.

Dobrze i krótko opisał sytuację w Polsce Kazimierz Kutz tutaj - “Polska jest fascynująca jako praojczyzna głupoty. Na naszych oczach toczy się walka siermiężnego, starego, ponurego i smutnego nacjonalizmu jagiellońskiego z tą małą grupą oświeconych liberałów, inteligentów polskich.”

Ta walka siermiężnego nacjonalizmu z oświeconymi liberałami toczy się nie tylko w Polsce i nie od dziś. To ciągły spór konserwatystów niechętnych zmianom z modernistami. W Polsce władzę przejeli konserwatyści i chcą skierować kraj ku przeszłości. Chcą przywołać ducha Polski Jagiellonów, Polski wielkiej i silnej. Sądzą, że dzisiaj potrzebne nam są wzory z tamtych odległych lat, że odnowa tamtych wartości znowu stworzy wielką Polskę, najlepiej od morza do morza. Dlatego, mówią, trzeba czytać Sienkiewicza, który tak pięknie pisał o tamtych czasach chwalebnych i zwycięskich walk z Turkami, Tatarami czy Kozakami, czasach Polskiej potęgi.

Takie spojrzenie wstecz i nostalgiczna próba przywołania dawnej świetności nie rozwiąże dzisiejszych problemów. To prowadzi tylko do skłócenia nas z sąsiadami, bo wielka Polska może powstać tylko ich kosztem. To prowadzi do izolacjonizmu i zamknięcia się na świat. To nie jest droga do wielkiej Polski tylko to całkowitej marginalizacji Polski.

Spojrzenie wstecz jest jednak ważne. Bo tam leży odpowiedź na pytanie dlaczego ta Polska Jagiellonów, tak wielka i silna, upadła. Co spowodowało, że tak szybko straciła na znaczeniu i sile i nawet przestała istnieć jako suwerenne państwo? Będąc więc dumnym z tej naszej wspaniałej przeszłości trzeba jednocześnie szukać odpowiedzi na te pytania. Wyjaśnienie, że mieliśmy złych sąsiadów jest zbytnim uproszczeniem i zwalnia nas z szukania wewnętrznej przyczyny. To wytłumaczenie wzmacnia tylko nieuzasadnione poczucie bycia ofiarą - wszyscy są przeciwko nam. W tamtych czasach każda monarchia miała złych sąsiadów, a i Polska była zła wobec swoich sąsiadów.

Trzeba więc rzetelnie spojrzeć na sytuację społeczną i ekonomiczną monarchii Jagiellońskiej, bo tam leży rzeczywista przyczyna porażki. Zobaczymy tam nędzę wsi zniewolonej, niewydajną gospodarkę rolną, niedorozwój miast, słabiutki handel i samolubstwo elit szlacheckich. Analizując sytuację dostrzeżemy i w tamtych czasach konflikt między siermiężnymi tradycjonalistami, niechętnymi jakimkolwiek zmianom i grupy postępowych liberałów. Mówimy oczywiście o bardzo wąskiej grupie elity, bo przeważająca większość społeczeństwa nie miała wtedy absolutnie nic do powiedzenia. Ci siermiężni tradycjonaliści w swej większości bronili przede wszystkim swoją uprzywilejowaną pozycję ekonomiczną i społeczną.

Coraz szybsze zmiany technologiczne wymuszają na nas dostosowanie się do nich, czy nam się to podoba czy nie. Kraje, które patrzą w przyszłość, przystosowują się ciągle do tych zmian i mogą trochę też kształtować tę przyszłość. Kraje skierowane w przeszłość zostają w tyle, biednieją i stają się totalnie zależne od innych. Tak jak Polska Jagiellonów w 17 wieku.

Czytajmy więc Sienkiewicza. podziwiajmy wielkość Jagiellońskiej Polski. Jednocześnie jednak przyglądajmy się jej krytycznie pytając, dlaczego to wielkie państwo upadło tak szybko. Czytając tak Sienkiewicza dostrzeżemy, że Polska zamykała się w sobie, zasklepiała, odsuwała innych i skazała się tym postępowaniem na historyczną klęskę. Nie powinniśmy powtórzyć tego błędu.

Jakub Majmurek w tym artykule tak pisze o tamtych czasach: 

Przy pewnym lekturowym wysiłku można bowiem “Trylogię” - trochę wbrew niej samej, a na pewno wbrew jej konserwatywnym interpretacjom - czytać jako opowieść o upadku Polski z powodu odmowy uznania przez hegemoniczną, szlachecką polskość Innego, któremu Rzeczpospolita odmawia przyjęcia do obywatelskiej wspólnoty. W “Ogniem i mieczem” tym Innym są Kozacy. Rzeczpospolita odmawia stania się państwem trzech narodów i traci Ukrainę."

“Trylogia” pod pozorną narracją “ku pokrzepieniu serc” pokazuje Polaków oddzielonych od nowoczesności: od nowoczesnej dyplomacji, form państwowości, rewolucji naukowej. Gdy Anglia przeżywa polityczną rewolucję, gdy w Europie powstaje rachunek różniczkowy, pompa próżniowa i schemat ludzkiego krwiobiegu, my zajęci jesteśmy potyczkami z Tatarami gdzieś na bagnach Prypeci. Trzeba dużej ekwilibrystyki retoryczno-historycznej, by dostrzec w tym powód do dumy.

Kutz uważa, że liberałowie w końcu zwyciężą. I ja jestem tego zdania.

niedziela, lutego 07, 2016

Trzecia droga

Jan Sowa, socjolog i autor książki "Inna Rzeczpospolita jest możliwa",  w artykule zatytułowanym "Kopnęli nam w stolik. Dlaczego lewica nie zyskuje na walce z PiS" (http://wyborcza.pl/magazyn/1,150176,19589864,kopneli-nam-w-stolik-dlaczego-lewica-nie-zyskuje-na-walce-z.html ) proponuje trzecią drogę. Nie tą z konserwatywnym PISem i również nie tą z gospodarczo liberalnym KODem. Wolność i prawo są nam potrzeben jak najbardziej, ale to musi funkcjonować tak, aby biedni, wykluczeni ludzie coś z tego mieli.

 

Droga Jana Sowy to droga socjalna, droga lewicowej solidarności, droga chyba nieco utopijna, gdyż chyba nigdzie w Europie nie zrealizowano jej wtakim zakresie.

 

Sowa wyjaśnia wierność elektoratu PIS sytuacją ekonomiczną-socjalną tych ludzi. ja natomiast uważam, że olbrzymie znaczenie ma tu naracja kościoła, a przede wszystkim radia Maryja. To ten z tamtąd rozprzestrzeniany patos narodowo-katolicki, to wmawianie ludziom, że są ofiarą spisku wrogich sił wewnętrznych i zewnętrznych, to pokazywanie im tych co są rzekomo przyczyną tej rzekomo katastrofalnej sytuacji i mówienie, że ich trzeba usunąć aby było lepiej, to właśnie cementuje elektorat najlepiej. Jest to sfera mitów i wiary, sfera zamknięta na fakty i na rzeczywistość. 

 

Oczywiście gdyby zmiejszyć liczbę niezadowolonych dzięki poprawieniu ich sytuacji ekonomiczno-społecznej, może zmiejszyłaby się trochę ich podatność na tę narację narodowo-katolicką. Chyba jednak nie znikłaby całkowicie. Tu potrzeba innej wizji, wizji która przemówi do ludzi i pokaże im inny, atrakcyjny cel wart wysiłku