Byłem właśnie w rozjazdach jak B zakomunikowała mi radośnie tę nowinę. Ja przyznam, że nie byłem tym zbytnio zachwycony. Pies to frajda olbrzymia i szalenie przyjemnie jak takie stworzenie jest w domu. Ale to też olbrzymi obowiązek. Pies to koniec urlopów, wczesne wracanie do domu i spacerki bez końca.
Poza tym rozważaliśmy całkiem inną rasę i B chciała tylko panienkę. A bezimienny to chłopczyk rasy Alaska Husky.
Bezimienny ma 6 miesięcy i trafił do nas przez przypadek. Sąsiad przywiózł go przed chyba trzema miesiącami ze Słowacji. Po co nie wiem, bo nikt dla niego nie miał czasu. A ten malutki wył całe dnie i noce z żalu. Cały czas był sam w ogródku i tylko leżał przy naszym płocie i czekał aż do niego podejdziemy. Już raniutko wypatrywał nas i cieszył się okrutnie jak go głaskaliśmy. Oczywiście trzeba było malutkiego intensywnie dokarmiać, bo był ciągle głodny. Podobno prawie cała wieś go nieco dokarmiała. A wszystko tylko tak przez płot.
Strasznie psioczyliśmy na tego sąsiada. że to absolutnie nieodpowiedzialne i jak tak można. Aż tu razu jednego zagaduje on B czy chcemy tego malutkiego. Bo on dla niego nie ma czasu i jak my go nie weźmiemy to on go odda z powrotem gdzieś tam na Słowację. B była praktycznie od pierwszego dnia głęboko w malutkim zakochana, więc naturalnie od razu zgodziła się.
I tak to mamy zupełnie niespodziewanie psa. Cały rytm dnia totalnie zakłócony, malutki w centrum uwagi. Malutki to jego imię tylko tak na teraz, bo on jest jeszcze mały. Szukamy jednak dla niego jakiegoś naprawdę porządnego imienia.