czwartek, czerwca 14, 2007

Bezimienny

Kilka dni temu wprowadził się do nas ten oto bezimienny.

Byłem właśnie w rozjazdach jak B zakomunikowała mi radośnie tę nowinę. Ja przyznam, że nie byłem tym zbytnio zachwycony. Pies to frajda olbrzymia i szalenie przyjemnie jak takie stworzenie jest w domu. Ale to też olbrzymi obowiązek. Pies to koniec urlopów, wczesne wracanie do domu i spacerki bez końca.

Poza tym rozważaliśmy całkiem inną rasę i B chciała tylko panienkę. A bezimienny to chłopczyk rasy Alaska Husky.

Bezimienny ma 6 miesięcy i trafił do nas przez przypadek. Sąsiad przywiózł go przed chyba trzema miesiącami ze Słowacji. Po co nie wiem, bo nikt dla niego nie miał czasu. A ten malutki wył całe dnie i noce z żalu. Cały czas był sam w ogródku i tylko leżał przy naszym płocie i czekał aż do niego podejdziemy. Już raniutko wypatrywał nas i cieszył się okrutnie jak go głaskaliśmy. Oczywiście trzeba było malutkiego intensywnie dokarmiać, bo był ciągle głodny. Podobno prawie cała wieś go nieco dokarmiała. A wszystko tylko tak przez płot.

Strasznie psioczyliśmy na tego sąsiada. że to absolutnie nieodpowiedzialne i jak tak można. Aż tu razu jednego zagaduje on B czy chcemy tego malutkiego. Bo on dla niego nie ma czasu i jak my go nie weźmiemy to on go odda z powrotem gdzieś tam na Słowację. B była praktycznie od pierwszego dnia głęboko w malutkim zakochana, więc naturalnie od razu zgodziła się.

I tak to mamy zupełnie niespodziewanie psa. Cały rytm dnia totalnie zakłócony, malutki w centrum uwagi. Malutki to jego imię tylko tak na teraz, bo on jest jeszcze mały. Szukamy jednak dla niego jakiegoś naprawdę porządnego imienia.

poniedziałek, czerwca 11, 2007

Pierwiastek jest najlepszy

Dzisiaj odwiedził Polskę Kanclerz Austrii Gusenbauer. Głównym powodem tej wizyty było polskie stanowisko wobec planowej reformy traktatu konstytucyjnego UE. Gusenbauer chciał przekonać Kaczyńskiego, aby przyjął kompromis wypracowany przez praktycznie wszystkie pozostałe kraje europy i przestał grozić wetem.

Gusenbauer w trakcie swej wizyty, o której w polskich online mediach praktycznie całkiem cicho, nie osiągnął swego celu.

Nie chcę wdawać się tu w merytoryczne aspekty sporu. Chciałbym jednak rzec słówko o optyce. A ta jest dla Polski bardzo zła. Kolejny kompromis w UE i Polska znowu jako jedyny kraj jest przeciwko.

Może ta idea z pierwiastkiem jest słuszna i bardziej sprawiedliwa niż proponowane rozwiązanie. Dlaczego jednak Polska walczy o nie całkiem samotnie? Dlaczego nie stoją za nią inne małe państwa, które też zyskałyby troszkę na tym?

Sądzę, że błąd leży w przygotowaniu. W UE trzeba uprawiać lobbying dla swych zamierzeń i zyskiwać partnerów. Taka samotna walka może skończyć się tylko porażką.

czwartek, czerwca 07, 2007

Blogowe trendy

Mój blogowy Reader (ten od Google) oferuje od niedawna informację o trendach w subskrypcjach. To doskonale ulepszenie.

Ta nowa funkcja informuje ile postów i jakie przeczytałem. Dzięki temu wiem, że w ramach mych 66 subskrypcji przeczytałem w ciągu ostatnich 30 dni 571 postów! Już teraz mnie wcale nie dziwi, dlaczego ostatnio na nic nie mam czasu i jestem taki zmęczony.

Dzięki trendowi wiem również ile postów dziennie ukazuje się w moich subskrypcjach. Masa! Oczywiście prowadzi TechCruch (przeszło 8 postów dziennie) a tuż za nim inne profesjonalne blog technologiczne. Pinoteka Didixi z wynikiem 3,5 posta dziennie stawia dzielnie czoła tej internacjonalnej konkurencji.

Nareszcie więc dokładnie wiem na co poświęcam tak dużo czasu i rozumiem dlaczego mi go brakuje.

Na ten brak czasu narzekają też inni blogerzy - Didixi częściej, a ostatnio też między innymi Empiryk i Marcin M. Może więc również w przypadku blogowania mniej znaczy więcej?

piątek, czerwca 01, 2007

Poranek w wiedeńskiej kawiarni

Wczoraj raniutko spędziłem przeszło godzinkę w kawiarence. Takiej tradycyjnej, wiedeńskiej kawiarni (Kaffehaus) jak z obrazka jakiego starego. Te kawiarnie to kawał tradycji. Tutaj jeszcze przed stu laty koncentrowało się życie kulturalne i intelektualne tego miasta. Było to ulubione miejsce spotkań dla wszystkich. W nich również powstało niejedno dzieło literackie czy naukowe. Nieco ciekawych informacji na ten temat można znaleźć tutaj i tu. Oczywiście jeszcze więcej w źródłach niemieckojęzycznych.


Jeszcze do dzisiaj można w wiedeńskich kawiarniach zastać wielu austriackich prominentów, szczególnie tych z kręgu kultury. Również szefowie firm omawiają chętnie swe interesy w zaciszu lekko odseparowanego stolika z wygodną do siedzenia kanapką. Ale również wysocy rangą politycy nie stronią od nich.


Kawiarnie te otaczają swych gości taką szczególną atmosferę przytulności w swych wysokich pomieszczeniach ze zczerniałym od dymu sufitem, olbrzymimi kryształowymi żyrandolami, pokrytymi pluszem, wygodnymi siedzeniami, krzesłami od Thoneta i obowiązkowymi stolikami z marmuru. Są tam wygodne siedzenia, podają naprawdę dobrą i a przede wszystkim mocną kawę i zawsze jest aktualna prasa. A i ciastka są warte kilku dodatkowych punktów BMI. Kawiarnie wiedeńskie nie są hałaśliwe, ale też nie całkiem ciche. Takie w sam raz. Człowiek po prostu dobrze się w nich czuje.


Niestety te wiedeńskie kawiarnie powoli wymierają. Wypiera je Starbucks i jakieś podrzędne włoskie sieci. Te które pozostały oblężone są przez turystów i brak im przez to tego szczególnego nastroju. Są jednak ciągle jeszcze takie perełki tradycji w których czas zdaje się stać w miejscu. Nieco oddalone od szlaków turystycznych przyciągają jak magnes swą tradycyjną klientelę.


W jednej z takich oto kawiarni spędziłem dzisiejszy poranek. Zamówiłem dużą kawę z mlekiem zwaną tutaj "grosser Brauner" i sernik wiedeński, który tu robią nieco inaczej niż w Polsce. Przez moment gapiłem się wokół, przysłuchiwałem rozmowom z pobliskich stolików i przyglądałem innym gościom. W kawiarni było w miarę spokojnie, pomimo zwykłego porannego ruchu.


Po dobrej chwili tej twórczej kontemplacji wytarmosiłem notebooka z teczki i zająłem się nieco pracą. O dziwo, pomimo tych najróżniejszych dźwięków do mnie docierających i obcego otoczenia, pracowałem bardzo efektywnie, rozsądnie skupiony. Te kawiarniane rozmowy i różne dźwięki docierały do mnie jakby mocno stłumione w taki raczej przyjemny, nie zakłócający sposób. Rejestrowałem je po prostu ale bynajmniej nie wytrącało mnie to z mego skupienia i nie odwracało mej uwagi od pracy. Od czasu do czasu rozglądałem się wokół nie przestając rozmyślać nad moim tematem. A w mej głowie kiełkowała powoli myśl, że taki styl pracy naprawdę odpowiada mi.


Nawet nie zauważyłem kiedy minęła godzinka. W pośpiechu spakowałem notebooka, zapłaciłem i z żalem opuściłem kawiarnię. Czas aby wracać z powrotem do tego naszego pędzącego świata.