niedziela, kwietnia 05, 2015

Rynki i banki wypuszczone spod nadzoru stają się szkodnikami

Wywiad z profesorem Owsiakien w Wyborczej to jeszcze jeden głos w jakże ważnej dyskusji o nierównościach społecznych. A do tego głos nie byle kogo tylko wybitnego ekonomisty. Profesor Owsiak podkreśla jak szkodliwe społecznie są narastające dysproporcje w dochodach a przede wszystkim w skumulowanym majątku między super-bogatymi, a resztą społeczeństwa. Jednym słowem bogaci stają sie coraz bardziej bogaci, a biedni mają coraz mniej. Już dzisiaj bogaci płacą żenująco niskie podatki i wyprowadzają pieniądze gdzieś do finansowych oaz. Firmy płacą mniej podatkuu niż pracownicy tychże firm, a przecież one korzystają z dobrej infrastruktury czy to dróg, telekomunikacji czy też, dzięki państwowemu wsparciu, wykształconej kadrze pracowniczej. Bez interwencji państwa, bez rozsądnych podatków dla super-bogatych i firm wzrost dysproporcji majątkowych jest procesem nieodwracalnym.

Neoliberalne mrzonki o samokontrolujących się rynkach i liberalizacji regół finansowych rozbiły się w 2007 jak bańka mydlana doprowadzając do poteżnego kryzysu. Szczególną rolę odegrała tu branża finansowa, która od dłuższego czasu nie służy społeczeństwu, a jedynie jak pasożyt wysysa z niego pieniądze tworząc bzdurne i bez pokrycia tak zwane produkty finansowe. Za ten kryzys zapłacić musi to samo państwo, które neoliberaliści z taką zaciętością zwalczali i próbowali zredukować do minimum. W chwili kryzysu jednak jedynie to wyśmiane państwo okazało się zdolne uzdrowić sytuację. Najgorsze jednak, że w zasadzie nic się nie zmieniło. Po krótkim szoku finsowa ruletka kręci się dalej. 

A skąd to państwo bierze pieniądze na pokrycie strat z powodu nieodpowiedzialnych spekulacji finansowych? Oczywiście z naszych podatków. A kto płaci te podatki? Podatki płacą procobiorcy i konsumenci. Podatków praktycznie nie płacą firmy globalne i super-bogaci, bo uciekają z dochodami gdzieś tam, gdzie praktycznie nic płacić nie muszą.

Czy społeczeństwo, czyli my, nie widzi tego problemu? Czemu godzimy się tak biernie z tą sytuacją?

Chyba częściowo dlatego, że wielu z nas bardzo chciałoby być bogatymi i klasa średnia trochę zerka w stronę super-bogatych marząc o takich samych wielkkich majątkach. No a do tego podatki nie są dobrze widziane i to praktycznie przez wszystkie warstwy społeczne. Nikt nie chce płacić podatków, często przytacza się przykłady biurokratycznego marnotrawstwa pieniędzy zebranych z naszych podatków. Ale ciekawym faktem jest, że jednocześnie roszczenia obywateli wobec państwa są ogromme. Ta powszechna niechęć do podatków to oczywiście woda na młyn super-bogatych i firm, które maksymalizują swoje zyski kosztem społeczeństwa. 

Partią i mediom reprezentującym super-bogatych udało się przekonać klasę średnią, że podatek od majątku dotknie również ich. A całemu społeczeństwu można, jak widać, zaaplikować środek zastępczy czyli nacjonalizm i religię, przekonując ich, że to są właśnie najważniejsze wyzwania z jakimi musimy walczyć. Przecież nieustannie rzekomo ktoś nam zagraża i obraża naszą religię i naszych bogów. Klasie pracującej natomiast wmówiono, że ich wrogiem są imigranci zabierający jej pracę i już nikt nie wskazuje palcem, na super-bogatych, którzy w swoich firmach wyciskają z ludzi ostatnie poty, aby tylko ich zysk rósł nieustannie. Profesor Owsiak pisze, że nasza produktywność wzrosła w ostatnich latach wielokrotnie a płace stoją w miejscu. Wielkie banki i globalne korporacje wykazują regularnie miliardowe zyski, szefowie dostają milionowe premie - ostanio szef banku JP Morgan dostał premię w wysokości 16 milionów! - a pracowników się zwalnia z ramach redukcji kosztów!

Czy zgoda społeczna, równość szans i możliwości nie jest dużo ważniejsza od zysku garstki super-bogaczy? Oczywiście, że jest, bo te czynniki uruchomiają dynamikę i rozwój społeczeństwa z którego w efekcie korzystają wszyscy, również bogacze.