piątek, grudnia 28, 2007

Roczek

Tak to już rok minął od kiedy zacząłem pisać tego bloga na blogerze. To również już rok od kiedy odkryłem serwis Mybloglog i stałem się jego aktywnym użytkownikiem. Na mym blogu napisałem w ciągu tego roku nieco ponad 100 postów! No proszę jak to ładnie się składa i tutaj taka okrągła liczba!

Pozwólcie mi więc krótko podsumować ten rok.

To był rok ciekawy i trudny jednocześnie. Rok wielu nowych ciekawych kontaktów i znajomości. Nie brakowało jednak chwil, gdy poczułem ciężar szukania tematu na nowy blog i walczyłem z własnym lenistwem, aby siąść przed kompem i napisać nowego posta. Bo to wcale nie jest łatwo w miarę regularnie pisać posty.

Co mi się w ogóle nie udało to blog tematyczny. Miałem taki zamiar, ale zamiast tematycznie pisze nadal o wszystkim i niczym. Co też uczciwie w tytule mego blogu oznajmiłem.

Blogowanie to pasjonujące zajęcie. Od roku na codzienność patrzę z perspektywy blogowej notki. Wszystko co się w moim życiu i wokół mnie dzieje, książki i gazety które czytam pełne są przecież tematów na posta. W głowie ciągle natłok nowych tematów, które obracam w różne strony i część z nich potem realizuje. Nie wszystkie dojrzewają jednak do publikacji.

Blogowanie to nie tylko pisanie postów. To także rozsądnie szybkie reagowanie na komentarze, co przyznaję nie zawsze mi się udaje. Nie podzielam przy tym zdania niektórych blogerów, którzy z zasady nie odpowiadają na komentarze. Dla mnie to wspaniała szansa na dialog z czytelnikami, dialog często rozszerzający i pogłębiający temat posta. Zresztą czy te komentarze i odpowiedzi na nie, ta dyskusja na marginesie danego posta to nie jest właśnie to, co w blogowaniu (i innych socjalnych sieciach) jest najważniejsze? Czyli bezpośredni kontakt wszystkich użytkowników i brak podziału na tych co piszą i tych co czytają.

Blogowanie to także blogosfera. Czyli zaglądanie do innych blogerów, komentowanie ich postów i dyskutowanie na tematy wszelakie. Zajęcie to bardzo interesujące, aczkolwiek absorbujące czasowo niezmiernie. Strasznie mnie to wciągnęło i przyznam się tutaj, że czasami trochę zaniedbałem moją pracę na korzyść blogosfery. Mówiłem wtedy sam do siebie słowami starego polskiego dowcipu - "Jak Ci blogowanie w pracy szkodzi, porzuć pracę, o co chodzi!".

Każdy bloger pisze kierowany jakąś wewnętrzną potrzebą. Największym jednak uznaniem dla blogera jest fakt, że ktoś czyta i niekiedy nawet komentuje jego posty. To jest strasznie fajnie, jeżeli się ma czytelników, a jeszcze fajniejsze jest, jeżeli są to stali czytelnicy!

Niniejszym chciałbym Wam, moim czytelnikom, serdecznie podziękować za pozytywne zainteresowanie!

Dzięki wszystkim tym którzy tu na tego bloga zaglądają od czasu do czasu.

Serdeczne Dzięki wszystkim tym którzy czytają mojego bloga regularnie.

Serdeczne dzięki tym, którzy byli łaskawi komentować moje posty. To dzięki Wam ten blog staje się ciekawszy i bardziej żywy.

czwartek, grudnia 27, 2007

A w góry zawitała już prawdziwa zima

Aby na chwilkę małą odetchnąć od jedzenia przysmaków świątecznych wybraliśmy się wczoraj w pobliskie góry. Już godzinę drogi od Wiednia znajduje się fajny kurort górski - Semmering. Miejscowość leży na wysokości 1000 m.n.p.m, a okoliczne górki dochodzą do 1500 m. Kilka tras zjazdowych i do biegania na nartach czeka na chętnych. A i szlaków dla spacerowiczów tu nie brak.

śnieżna czapa

W górach już pełno śniegu - około 90 cm. Zimno tu też, ale za to słonecznie. Te góry obsypane śniegiem w pełnym słońcu to naprawdę wspaniały widok! Kilka takich widoczków znajdziecie na Flikr.

środa, grudnia 26, 2007

Wakacyjne wspomnienia

Te krótkie, zimne, no i z reguły ponure dni zimowe to dobra okazja do zerknięcia do letnich fotek z ciepłego urlopu. To nieco rozgrzewa i niewątpliwie poprawia nastrój. Od następnego letniego urlopu przecież dzieli nas już tylko kilka miesięcy!

Droga do Pregasiny

I ja nareszcie znalazłem chwilkę czasu aby trochę posortować zdjęcia z naszego wrześniowego, króciutkiego, ale jakże wspaniałego urlopu na jeziorem Garda. Pogoda była wrześniowa, więc ciepło, ale już nie upał. Wyśmienita do długich wędrówek. Na przykład z Riva del Garda do Pregasina wąziutką, górską dróżką tuż nad samym jeziorem. Albo nad samym jeziorem od Navene do Malcesine i dalej na południe.

Plaża w Navene

Gdzie by nie pójść wszędzie wspaniałe widoki. Trochę więcej ich możecie znaleźć na Flickr.

sobota, grudnia 22, 2007

Wesołych świąt!

Wszystkim miłym czytelnikom

życzę wesołych i pogodnych świąt

w gronie rodziny i ludzi Wam bliskich!

U nas we Wiedniu zimno ale bezśnieżnie.

Białych świąt raczej nie będzie.


środa, grudnia 19, 2007

Kobieca siła!

Oto przykład zmian, które już zaszły i jeszcze szybciej zachodzić będą, a które stają się możliwe dzięki nowym technologiom. Całkiem młodziutka firma, 23andme, oferuje bardzo nietypowy webowy serwis. Otóż każdy za jedyne tysiąc dolców może dostać tam obszerne informacje o swym genomie. Ma to pomóc w rozpoznaniu możliwych chorób o podłożu genetycznym, a przede wszystkim w zatrzymaniu ich dalszego rozwoju.

23andme to szalenie ciekawa mieszanka dwóch nowoczesnych i bardzo zaawansowanych technologii: genetyki i informatyki (w tym przypadku aplikacja typu web 2.0).


Czy to nie jest absolutnie fenomenalne, że już dziś, zaledwie kilka lat po zdekodowaniu ludzkiego genomu, technika genetyczna jest tak doskonała, że praktycznie każdy - no każdy kto ma luźne tysiąc dolców ;O) - może przyjrzeć się dokładnie swym genom? Technika genetyczna wkracza więc bez uprzedzenia w nasze życie codzienne. Czy my jesteśmy już gotowi na jej przyjęcie?

Użytkownik 23andme otrzymuje bardzo współczesny i prosty serwis do dyspozycji. Serwis niewiele różniący się od innych serwisów socjalnych. Serwis, który w bardzo prosty sposób daje mu do dyspozycji okrutnie skomplikowaną technologię genetyczną. Serwis ten łączy w wyrafinowany sposób prostotę dzisiejszych socjalnych sieci z realnymi procesami, jak na przykład wysłanie próbki własnej śliny. 23andme ukrywa niejako przed użytkownikiem tę całą skomplikowaną maszynerię w tle oferując mu dokładnie te informacje, które go interesują w sposób bardzo przejrzysty i zrozumiały.

Ale to jeszcze nie wszystko. Założycielami tej firmy są trzy kobiety! Trzy zdecydowane, świetnie wykształcone, energiczne i przedsiębiorcze kobiety! Spójrzcie tylko na ich zdjęcia. Jakaż nieodparta siła kryje się pod tymi puklami włosów!

Ciekawy artykuł o paniach Linda Avey i Anne Wojcicki zamieścił Wired. A filmik z wywiadu z tymi paniami, w którym Linda Avey oprócz użycia swych atutów naukowo-przedsiębiorczych sięga również do prastarej broni kobiecej prezentując nam swoje długie nogi możecie zobaczyć poniżej albo tutaj.
Naprawdę warto chwilkę popatrzyć, niekoniecznie trzeba słuchać.



A marginesie donoszę posłusznie, że ta młoda osoba po prawej to Anne Wojcicki (chyba nasza z pochodzenia?). Anne Wojcicki jest żoną Sergey Brina, jednego z założycieli Google. Czy to tylko czysty przypadek?
Naprawdę nie chcę o tym myśleć co to będzie, jak Google zacznie mieszać w genetyce i założy na ten przykład bazę danych ludzkich genomów wraz z dobrą wyszukiwarką. ;-) To połączenie genetyki i informatyki w wydaniu Google będzie miało z pewnością potworną siłę rażenia.

poniedziałek, grudnia 17, 2007

Craig Venter o Bogu i sztucznym życiu

"Uczciwy naukowiec nie może wierzyć w Boga" - Takiego zdania jest Craig Venter w wywiadzie zamieszczonym w wiedeńskim tygodniku Profil. Venter jest przekonany o tym, że nie można pogodzić bezwzględnego racjonalizmu nauki z irracjonalną, nieco magiczną wiarą w Boga.

Craig Venter to genialny, ale również bardzo kontrowersyjny biochemik, który jako pierwszy odszyfrował ludzki genom. Venter polaryzuje od czasu do czasu świat nauki swymi przez wielu uważanymi za kontrowersyjne wypowiedziami. Takich ludzi lubią jednak media i cytują ich bardzo chętnie.

O Venterze znowu słyszy się (
Guardian, Spiegel, Focus, Polskie Radio, Ekologika). Tym razem ogłosił, że tylko jeden mały krok dzieli ludzkość od momentu stworzenia sztucznego życia. Venter wraz ze swym zespołem stworzył sztuczny chromosom., który chce transplantować do żyjącej bakterii. Venter oczekuje, że ten sztuczny chromosom krótko potem przejmie kontrolę nad tą bakterią.

Craig Venter ma wielkie cele. Chce rozwiązać energetyczny problem ludzkości i znaleźć praktyczny sposób na efekt cieplarniany. Jego sztuczne bakterie mogą przecież produkować substancje nadające się do wytwarzania energii. Inna idea dla sztucznego życia, to "konsumpcja" CO2 z atmosfery i produkcja wodoru.
Craig Venter to wizjoner potrafiący realizować swoje wizje. Venter chce rzeczy wielkie, ale ma również talent, aby je osiągnąć. Jestem pewny, że mu się to uda.

A jakim człowiekiem on jest możecie zobaczyć w tym oto odczycie:


sobota, grudnia 15, 2007

Przyspieszona ewolucja

Wbrew powszechnej opinii, że zmiany ewolucyjne następują bardzo powoli w milionach, albo co najmniej setkach lat, John Hawks twierdzi, że spory rozwój homo sapiens nastąpił w ciągu ostatnich 10 tysięcy lat.

John Hawks to antropolog, który wraz z grupą naukowców badał zmiany ludzkiego genotypu w ostatnich kilku tysiącach lat. Otóż uczeni ci stwierdzili, że zmiany ludzkiego genotypu od epoki kamiennej były coraz szybsze. Twierdzą wręcz, że ewolucja przyśpieszyła o faktor 100!

Jedną z przyczyn tego przyśpieszenia są zmiany w sposobie życia ludzi. a przede wszystkim pojawienie się rolnictwa, hodowli zwierząt i związane z tym zmiany w odżywianiu.

Innym istotną przyczyną szybkich zmian jest wzrastająca gęstość zaludnienia. Wedle Hawksa to kultura pojawiająca w się w takich społeczeństwach decyduje coraz bardziej o szybkości ewolucji.

Więcej o tym przyśpieszeniu na blogu Hawksa, lub w artykule z Sueddeutsche Zeitung albo króciutka wzmianka polska.

czwartek, grudnia 13, 2007

Niby ten sam kościół, a jednak...

Na blogosferze (na przykład tutaj) sporo różnych dyskusji o kościele, jego wymaganiach wobec wiernych i różnych takich zachowaniach księży. Czytuje je od czasu do czasu i nie sposób nie zauważyć sporego kontrastu, między tym polskim kościołem a austriackim. Oto dwie małe historyjki o tym, że można inaczej:

Chrzest
Znajoma, która już przed laty rozwiodła się i żyje teraz z nowym partnerem chciała ochrzcić swoją malutką córeczkę. Swe pierwsze kroki skierowała do polskiego kościoła na Rennwegu. Ksiądz zwymyślał ją, powiedział, że o chrzcie nie ma mowy i kazał jej wrócić do poprzedniego męża (!), z którym miała ona ślub kościelny. Porada całkowicie bezsensowna i absolutnie nieżyciowa , wykazująca całkowity brak zainteresowania jej faktyczną sytuacją. Ta katolicka dziewczyna opuszczając ten kościół nie mogła dojść do siebie z oburzenia.

Kilka dni później udała się do pobliskiej parafii austriackiej. Ksiądz przyjął bardzo grzecznie i ze zrozumieniem. Chrzest oczywiście zrobi bardzo chętnie, nie ma problemu. "A czy rodzicami chrzestnymi mogą być osoby, które wystąpiły z kościoła?" - zapytała Polka. I z tym ksiądz tutejszy nie miał problemu!

Mowa pogrzebowa
Niedawno, nagle zmarł kolega z pracy. Młody chłop, poniżej czterdziestki, pełen życia, planów na przyszłość, pogodny, wesoły i towarzyski. Naprawdę szkoda go. Na pogrzeb w pod wiedeńskim miasteczku przyszło mnóstwo ludzi, bo człowiek był bardzo łubiany. Ksiądz wygłosił mowę, z której dowiedziałem się, że ten mój kolega wypisał się z kościoła już przed wielu laty. Ksiądz przyszedł na prośbę rodziny. Był świetnie przygotowany, znał wiele faktów z życia tego biedaka. Mówił o nim bardzo ładnie i wcale nie potępiał za wystąpienie z kościoła. Opowiadał o jego zainteresowaniach, jego fascynacji przyrodą i bardzo pozytywnym stosunku do życia i ludzi. Na tej podstawie ksiądz stwierdził, że chociaż ten mój kolega nie chodził do kościoła, to był prawym i bogobojnym (!) człowiekiem. Teoria nieco łopatologiczna, ale mowa pogrzebowa była naprawdę wspaniała. Pełna tolerancji i zrozumienia dla innych poglądów. Byłem szczerze wzruszony.

Ten austriacki ksiądz pokazał wysoką klasę i kulturę prowadzenia dialogu. Jakaż olbrzymia różnica do tej żenującej mowy na pogrzebie mojej mamy, a szczególnie ojca. Ksiądz, niesympatyczny i jakby obrażony (nie wiem czy na mnie, czy na ojca), mówił o zmarłych wyłącznie jako grzesznikach którzy błądzili w życiu, i tak dalej w tym stylu. Nic, absolutnie nic pozytywnego nie było w jego mowie, a jego wypowiedzi o moim ojcu były wręcz obraźliwe. Wtedy zagryzłem zęby i milczałem pełen oburzenia za ten brak szacunku. Sądziłem, że księża inaczej po prostu nie potrafią. Jak jednak widać można inaczej.

wtorek, grudnia 11, 2007

Piefke - czyli czemu Austriacy nie lubią Niemców

Piefke, tak nieco pogardliwie nazywają Austriacy Niemców - przede wszystkim tych z północy. Samo słowo "Piefke" - podobno pochodzi od naszego polskiego "piwko" - wcale nie jest obraźliwe. To nazwisko pruskiego kapelmistrza, który po wygranej "niemieckiej wojnie" w 1866 dyrygował marszem zwycięstwa Prusów nad Austriakami na polach Marchfeld (tu właśnie mieszkam) w pobliżu Wiednia. Ponoć Austriacy szeptali wtedy po kątach "Piefke nadchodzą!" na widok 50.000 maszerujących Prusaków. I tak oto Kapelmistrz Piefke stał się synonimem tępego i posłusznego ponad granice rozsądku, ale niestety zwycięskiego prusaka.

Z biegiem czasu określenie to zaczęto używać dla bardzo pogardzanych we Wiedniu, a i w praktycznie całej Austrii, niemieckich zachowań. Niemcy, wedle Austriaków są aroganccy, wywyższają się bezpodstawnie i traktują innych (tu przede wszystkim Austriaków) jako coś gorszego. Zdaje się, że właśnie w tamtym okresie, kiedy Prusy zaczynały dominować nad niemiecko-języcznymi krajami, w tym również cesarstwem austriackim - był to dla tej monarchii i jej wiernych poddanych straszny cios i upokorzenie. Bardzo typowa reakcja w takiej sytuacji - jeżeli wroga nie mogę pokonać, to przynajmniej trzeba go ośmieszyć. To poprawia nastrój i dowartościowuje. I tu nic nie zmieniło się do dnia dzisiejszego.

Stosunek Austriaków do Niemców to taka mieszanina podziwu i nienawiści. Austriacy podziwiają bez wątpienia Niemców za wiele ich osiągnięć. Próbują ich naśladować, starają się za wszelką cenę ich przewyższyć. Niemcy jednak lekceważą Austriaków i nie biorą ich poważnie. I za to przede wszystkim są nienawidzeni, no i stad to pogardliwe określenie "Piefke".

Najlepszy tego przykład to aktualna dyskusja na temat Euro 2008. Najwyższym celem Austriaków jest wygrać z Niemcami. Raz im się to udało - przed 30 laty w Cordobie. Do dzisiaj wszyscy o tym pamiętają i czekają na nową "Cordobę". Niemiecka prasa natomiast pełna jest bardzo szyderczych komentarzy. Piszą oni, że Austria wcale nie powinna grać w mistrzostwach bo jest za słaba, że austriackie stadiony są za małe, i tak dalej. To działa tutaj jak płachta na byka. Cóż więc dziwnego, że za plecami niemieckich turystów - bo w twarz raczej nie można, za dużo pieniędzy zostawiają oni tutaj - ciągle słyszy się to pogardliwe "hm Piefke".

(Post na zamówienie Radka)

piątek, grudnia 07, 2007

Trudny wybór właściwej (webowej) zabawki

Przed kilkoma dniami odkryłem po raz kolejny Netvibes. Rzuciłem wszystko inne i przez kilka godzin przeszukiwałem, ustawiałem i konfigurowałem widgety, no i przeglądałem te kilka tysięcy gotowych "universe". Cały czas przy tym główkowałem co by tu jeszcze z tym cudeńkiem można było zrobić.



Netvibes w zasadzie funkcjonuje tak całkiem jak My Yahoo, którego używałem jakiś czas przed laty wielu już. Niby całkiem taki sam, a jednak inny. Jakby lepszy. Dlaczego?


Netvibes ma dużo więcej interaktywnych elementów. Drag&Drop funkcjonuje tam wspaniale. A do tego organizacja serwisu lepsza niż w My Yahoo - łatwiej zrozumieć o co chodzi i znaleźć co trzeba.


Jak już nacieszyłem się tą nową zabawką i wypróbowałem wszystkie możliwe funkcje, pokręciłem czym się tylko dało i nawet namówiłem M aby napisał małego widgeta (tłumaczenie angielski <-> niemiecki) przyszła na mnie chwila refleksji. "A po co mi to?" - zadałem sobie takie oto trudne bardzo pytanie.


Bo niby Netvibes może dużo. Z drugiej strony wiele z tego nie jest mi potrzebne, a zarządzanie rss-wymi feedami w koncepcie Netvibes działa tak naprawdę dobrze tylko przy ich niedużej ilości. Jeżeli masz dużo feedów to netvibes jest dosyć wolny i niezbyt przejrzysty. Zresztą z tego samego powodu przestałem używać My Yahoo.



Chyba więc po tej króciutkiej fascynacji bajerami Netvibes wrócę do Readera Google. Reader Google bazuje na może niezbyt atrakcyjnym graficznie, ale od dziesiątek lat sprawdzonym koncepcie "hierarchiczny system plików" (File Manager). Przy dużej ilości feedów ich ulokowanie w hierarchicznej strukturze plików z możliwością otwierania i zamykania katalogów daje nieosiągalną innymi metodami przejrzystość. Na pewno większą niż rozlokowane po całej stronie feedy w netvibes.


Tak więc adieu Netvibes! Było mi bardzo miło ciebie spotkać, dzięki za fajną wspólną zabawę, ale czas już wracać (pokornie) do readera google. Przecież muszę wreszcie przeczytać najnowsze posty i komentarze.


Efektywne wykorzystanie czasu

Niekiedy są takie chwile w życiu, kiedy w bardzo krótkim okresie czasu udaje mi się bardzo dużo zrobić i osiągnąć. Tak też było dzisiaj rano kiedy jadąc pociągiem do klienta w Linzu zapoznałem się z bardzo obszernym (wiele set stron dokumentacji) niemieckim standardem bezpieczeństwa (informacja dla zainteresowanych szczegółami ;o) - BSI Grundschutzhandbuch) i ich metodą certyfikowania systemów IT, zebrałem do kupy slajdy na temat naszych osiągnięć w tym zakresie i przygotowałem schematyczny koncept projektu dla tegoż klienta, nie rozmawiając z nim na temat temat przedtem. I to wszystko w ciągu tych dwóch godzin jazdy!


W trakcie dyskusji z klientem błyszczałem wręcz wiedzą na temat tego niemieckiego standardu sypiąc jak z rękawa fachowymi zwrotami tegoż standardu. Również mój bardzo schematyczny koncept był strzałem w dziesiątkę. Dzięki niemu nasza dalsza dyskusja przebiegła bardzo sprawnie i konkretnie.


Ile potrzebowałbym na to normalnie czasu? Zapewne kilka dni, bo zwlekałbym z tym tematem nieco, przymierzał się kilka razy do niego i zbytnio zagłębiał w detale.


Dlaczego więc niekiedy osiągam aż taką wydajność, gdy "normalnie" wszystko trwa o dużo dłużej? Co trzeba zrobić aby być na co dzień tak wydajnym? Aby po całym dniu pracy (albo raczej po całym dniu spędzonym w pracy) mieć poczucie spełnienia, a nie tylko poczucie straconego czasu?


Jeden aspekt ten wydajności jest bardzo łatwo zauważalny. Miałem bardzo ograniczoną ilość czasu na przygotowanie. Dwie godziny i ani minuty więcej. Jak widać więc aby być wydajnym należy ograniczyć czas - nawet sztucznie, jeżeli nie jest on już ograniczony naturalnie przez od nas niezależne terminy. Skąpa ilość czasu zmusza nas do wydajnej i ukierunkowanej na pożądany wynik pracy.


Sądzę jednak, że te fazy gdy nie pracujemy konkretnie nad tematem nie są całkiem stracone. Temat egzystuje gdzieś tam w ciemnym kącie naszej głowy. Może nawet trochę nie całkiem świadomie obracamy go w głowie, przymierzamy się niejako do niego. To tylko pozornie nic nie dzieje się. Temat pomalutku dojrzewa w naszej głowie, a na koniec osiągamy tą kulminację wydajności, bierzemy się do roboty, trzask, prask i załatwione. ;o)


Jeżeli jednak to nie jest tak, to znaczy, że jestem kompletnym leniem, który tylko do czasu do czasu, ale niezmiernie rzadko, zbiera się do kupy i coś tam robi konkretnego. ;-((


sobota, grudnia 01, 2007

Dzieci Internetu

Nie dalej niż kilka dni temu pisałem tu o olbrzymich zmianach w pokoleniowych układach, które internet wniósł w nasze życie. A tu proszę namacalny dowód tej zmiany.

Radek, człowiek bardzo młody, zamieścił na swym blogu wywiad z Kamilem. Kamil to autor poczytnego blogu i programista który właśnie wypuścił nowy serwis. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Kamil ma dopiero 13 lat! Tak, tak trzynaście. Obu Panom serdecznie gratuluję ich osiągnięć.

A w Webstop fajny post o tym 22-letmin gołowąsie Zuckerbergu, który jest szefem Facebooka - wart podobno 2 miliardy dolców!

Jak tak dalej pójdzie to zobaczycie, że całkiem wnet spełni się ma przepowiednia i na scenie pojawi się nowa generacja twórców nowych serwisów już w wieku przedszkolnym. ;o)

Socjalny Graph

Bardzo podoba mi się prosta i przejrzysta definicja często używanych jako synonimy pojęć "Internet" i "Web", którą propaguje Tim Berners-Lee. Berners-Lee to ten facet, który zamienił nas w internautów - od kiedy wynalazł on World Wide Web spędzamy całe dnie w internecie zamiast robić coś pożytecznego. ;o)

Oto trzy podstawowe poziomy, które Barners-Lee opisuje na swym blogu:

1. Internet: połączenie (link) komputerów.
2. Web: połączenie (link) dokumentów.
3. Graph: połączenie (link) i relacja pomiędzy ludźmi i dokumentami - "rzeczy, sprawy o których traktują dokumenty".

Proste i zrozumiałe.

Web jest tutaj skrótem od World Wide Web.

Ten Graph bywa też określany jako socjalny Graph. Również Facebook używa tego określenia do opisu swej socjalnej sieci. Nieco więcej na ten temat tutaj i tu.