piątek, września 28, 2007

Udany wieczór

Wybrałem się wczoraj na zebranie członków ISACA (międzynarodowe zrzeszenie audytorów systemów informacyjnych) z pewną niechęcią. Po prostu byłem w nie najlepszym nastroju. Przez moment nawet rozważałem czy wo ogóle pójść. To jednak trochę głupio zameldować się i przyjść więc poszedłem.

Oczywiście spóźniłem się nieco (tylko pół godziny), ale nie był to problem. W Universitaetsbraeu na terenie starego AKH (to był kiedyś szpital!) kłębiło się już mnóstwo ludzi, chyba z sześćdziesiąt, w wyśmienitym nastroju, który już po kilku minutach i mnie udzielił się. Spotkałem tam wielu znajomych i poznałem kilku nowych ciekawych ludzi. Gaworzyliśmy o tym i owym unikając zbytniego zagłębiania w tematy fachowe.

Jedzenie było wyśmienite, więc podjadłem sobie zdrowo popijając przy tym dobre piwo. Na zakończenie wieczoru podano Kaiserschmarren (to (taki grubszy i poszarpany naleśnik czy omlet z bardzo rzadkimi powidłami śliwkowymi). Deserek wyglądał szalenie apetycznie i nie mogłem sobie odmówić wielkiej porcji.

W efekcie byłem do samiutkiego końca tej jakże udanej imprezy. Jadąc do domu lekko ociężały od przejedzenia, ale naprawdę zadowolony z dobrze spędzonego wieczoru, zastanawiałem się dlaczego te imprezy ISACA - bo to nie było pierwsza na której byłem - są takie udane. Tak naprawdę to sam nie wiem. Może dlatego, że tutaj nikt nie musi przychodzić. Wszyscy przychodzą dobrowolnie. Nie ma tam również tych natrętnych sprzedawców, podlizujących się sztucznie. Nie jest tu również tak jak na typowych imprezach firmowych, na które trzeba pójść i nie można ich zbyt szybko opuścić.

Jeszcze przed zaśnięciem postanowiłem, że muszę częściej bywać na takich niezobowiązujących imprezach. Widać wpływają one świetnie na me samopoczucie. ;o)

niedziela, września 23, 2007

Odczytowe sprzedawanie

Po raz pierwszy w mym już dosyć długim życiu udało mi się w tym roku nieźle sprzedać moją pracę. Mam za sobą już wiele trudnych i udanych projektów. Jednak jak dotąd nigdy nie prezentowałem mych osiągnięć szerszej publiczności. Zawsze uważałem, że chociaż projekt nie był łatwy i nasze rozwiązania były z pewnością bardzo nieszablonowe, żeby nie powiedzieć twórcze, to nie jest to nic nadzwyczajnego i na tyle interesującego, aby pokazać to innym. Powoli też emocje projektowe mijały, a wraz z nimi zapal do mówienia o projekcie. No a do tego nowy projekt właśnie zaczynał się i przejmował całą moją koncentrację. "Chętnie napisałbym czy opowiedział coś o tym ostatnim projekcie, ale nie mam czasu, bo nowych zadań mnóstwo" - odpowiadałem na liczne zapytania. To chyba takie typowe nastawienie technika, który najchętniej robi coś konkretnego, a nie tylko gaga piknie o tym co zrobił.


Tak gdzieś przed dwoma laty powoli przełamałem tę barierę i zacząłem prezentować osiągnięcia mojego zespołu na różnych fachowych konferencjach. W zeszłym roku roku projekt był jeszcze w pełnym toku, więc starczyło czasu tylko na dwie prezentacje. Prawdziwy boom nastąpił tego roku, a właściwie tej jesieni. Ciągle jestem zapraszany na różne konferencje, aby tam pokazać nasze rozwiązania. Mam już za sobą kilka odczytów, a w planie osiem dalszych, większość w Austrii, ale trzy w Niemczech. Powoli nie nadążam produkować nowych slajdów, bo przecież tych samych zbyt często nie można pokazywać.


Ten tydzień był szczególnie ciężki, bo na dwóch konferencjach wystąpiłem z dwoma tematycznie różnymi odczytami. Aby coś tam rozsądnego tym przeszło stu ludziom pokazać trzeba się przecież nieco przygotować. Jak chodzi o slajdy to jestem perfekcjonistą. Pracuje nad nimi długo i ciągle, prawie do ostatniej chwili, poprawiam - zarówno treść jak i grafikę. Przygotowuję też swego rodzaju scenariusz prezentacji, tak aby przekazać jak najlepiej moje idee. Często mam problem z nadmiarem informacji, które chcę przekazać. Moje slajdy muszą być kolorowe i ciekawe. Staram się też, aby były chociaż trochę dowcipne, ale to rzadko mi się udaje.


No a na koniec trzeba też dobrze przygotować tekst do slajdu, to co będę mówił. Przez długi czas nie robiłem tego. Po prostu omawiałem poszczególne slajdy dosyć spontanicznie, bazując na dobrej znajomości tematu. Taka prezentacja jest też dobra, bo jest autentyczna i w moim przypadku mocno emocjonalna. Zawsze przekazuje słuchaczom moje głębokie zaangażowanie w temat, a to robi dobrze wrażenie. Niekiedy jednak odczyt taki jest nieco chaotyczny, część informacji gubi się kompletnie albo nie jest precyzyjnie przekazana. Ostatnio przygotuję więc tekst do każdej foli i w ten sposób bardzo precyzyjnie i ściśle buduję temat. Próbowałem przez jakiś czas uczyć się tych tekstów na pamięć. Nigdy mi się to w pełni nie udało i w efekcie wychodziło gorzej niż jeżeli mówię spontanicznie. Stawałem przed publicznością i próbowałem wydłubać z głowy co mam powiedzieć. Jednym słowem dukałem i brakowało mi spontaniczności. Na szczęście przeskakiwałem w takich sytuacjach dosyć szybko na wolną mowę i jakoś ratowałem się w ten sposób. Aby mówić kompletnie z pamięci potrzebowałbym mnóstwo czasu na przygotowanie, a tyle go nie mam.


W między czasie opracowałem w nieco inny sposób tę już wspomnianą technikę dokładnych tekstów do slajdów, tekstów których uczę się tylko częściowo. Nie po to by je dokładnie powtórzyć, tylko aby wiedzieć dokładnie, co mam powiedzieć. I to funkcjonuje wspaniale. Mówię wprawdzie własnymi słowami, ale tematycznie przekazuje dokładnie treść którą przygotowałem. To taki kontrolowany luz, dzięki któremu nie tracąc nic z zawartości mogę mocno emocjonalizować przekaz włączając w to również całkiem spontaniczne elementy jak anegdoty czy dyskusje z publicznością. Często też wyłapuje z poprzedzających odczytów lub z czegoś w sali (na przykład plakatu) coś pasującego do mojej prezentacji i nawiązuje do tego. Daje to dodatkowe skojarzenia i wzbogaca odczyt.


Mój główny cel w trakcie odczytu to nie przynudzać. Zważywszy na szalenie nudne tematy które prezentuje nie jest to łatwe zadanie. Staram się mówić niemonotonnie, zmieniam często siłę i ton głosu. Szczególnie zaraz na samym początku staram się wyrwać publikę z tego stanu błogiej drzemki, w który wprowadzili ich moi poprzednicy. Nie stoję też w miejscu tylko poruszam się i gestykuluję. Podchodzę przy tym jak najbliżej do publiczności, szukam intensywnie kontaktu wzrokowego z ludźmi, ale nie skupiam się przy tym na jednej osobie. Zawsze mówię do kogoś konkretnie, praktycznie nigdy nie patrząc w przysłowiowe niebo. Nie stoję też nigdy tyłem do publiczności, no i nie czytam też tekstu ze slajdów - to może każdy słuchacz zrobić sam. Niekiedy tylko popadam w euforię - a zdarza mi się najczęściej kiedy mam na odczyt mało czasu - zaczynam wtedy mówić zbyt szybko i nieco chaotycznie. Na szczęście nie zdarza się to zbyt często i staram się takie sytuacje mocno kontrolować.


Nauczyłem się sporo od Amerykanów, których widuję na różnych międzynarodowych konferencjach. U nich odczyt to prawdziwe show. Amerykanie starają się porwać ze sobą publiczność, są bardzo energiczni i głośni. Europejczycy natomiast koncentrują się przeważnie na dosyć monotonnym przekazywaniu informacji. Podoba mi się ten amerykański styl prezentacji i do pewnego stopnia staram się ich (Amerykanów) naśladować.


Czy te prezentacje coś dają? Czy ten spory nakład pracy ma sens?


Moim celem było i jest zaistnienie w kręgach fachowych. Zdobycie pewnego uznania jako specjalista. Prezentacje to z pewnością jedna z metod dla osiągnięcia tego celu.


Niejako na marginesie pojawiają się dwie pośrednie korzyści z tych odczytów. Pierwsza korzyść to bezpośrednia osobista satysfakcja zaraz po prezentacji. Poczucie zadowolenia z dobrej prezentacji i pewnego uznania publiczności. To świetnie poprawia nastrój (przynajmniej mój) i chyba nieco dowartościowuje. A druga korzyść to dużo bardziej systematyczne podejście do tematu w trakcie przygotowań prezentacji. Temat trzeba pokazać tak aby był zrozumiały dla innych. Trzeba wydobyć z niego punkty najważniejsze i skondensować je w tych 30 minutach prezentacji. Trzeba zbudować z tego logiczną, spójną całość. Sądzę, że takie przygotowanie polepsza również i moje zrozumienie tematu.


W czasach, w których wszystko trzeba sprzedawać, nie można siedzieć cicho. Pytaniem nie jest więc, co dają mi te prezentacje, tylko co stracę, jak ich nie będę robił.

piątek, września 14, 2007

Joe Zawinul zmarł

Joe Zawinul, znany też pod pseudonimem Joe Vienna, zmarł przed kilkoma dniami w wieku 75 lat. Ten światowej sławy (Jazzmagazin Down Beat wybrał go 28 razy jako najlepszego Keybordera) pianista i kompozytor jazzowy urodził się na początku lat 30-tych we Wiedniu. Już pod koniec lat 50-tych wyemigrował do Stanów. Joe Zawinul występował tam ze sławami jazzowej sceny, a w tym nawet z samym Miles Davisem. Joe był jednym z pionierów nowego trendu "Electronic Jazz".

Od końca lat 90-tych Joe pojawia się coraz częściej w swym rodzinnym mieście Wiedniu. Tu też realizuje w 2004 marzenie swego życia - Jazz klub Birdland, na wzór tego amerykańskiego.

Jego światowe przeboje jak "Mercy, Mercy, Mercy" i "Birdland" pozostaną z nami na pewno jeszcze długie lata.

Kilka fragmentów z koncertów Joe można znaleźć naturalnie w YouTube:

Zawinul und Handcock

Joe Zawinul Syndicate

poniedziałek, września 03, 2007

Forum Alpbach - współczesna "czarodziejska góra"

Od 1945 roku alpejska wioska Alpbach zamienia się pod koniec sierpnia w wieś "myślicieli". Przybywają tu politycy, naukowcy i ekonomiści z całej europy i nie tylko aby szukać wspólnie rozwiązań dla naszej wspólnej europejskiej przyszłości.

Taki też cel przyświecał Otto Moldenowi, gdy w roku 1945 założył on European Forum Alpbach - wtedy jeszcze pod nazwą "Internationale Hochschulwochen“. Jego celem było stworzenie platformy dla odnowy intelektualnego życia w europie. Celem forum była od początku polityczna jedność europy i wymiana doświadczeń pomiędzy nauką a praktyką, pomiędzy ekonomią a polityką.

Alpbach od lat już ponad 60 staje się na trzy tygodnie centrum intelektualnym Europy. Jest to też takie trochę nieformalne miejsce spotkań dla czołowych przedstawicieli polityki, gospodarki, nauki i sztuki. Te trzy letnie tygodnie wypełnione są dużą ilością seminariów i rozmów, które uzupełnia bogaty program wydarzeń kulturalnych.

Tego roku jednym z głównych tematów na Forum było "pełne zatrudnienie". Pytanie na które uczestnicy forum próbowali znaleźć odpowiedź brzmiało "czy pełne zatrudnienie prze dłuższy czas jest możliwe, a jeśli tak to co trzeba zrobić aby je osiągnąć?".

Ciekawe jest, że pełne zatrudnienie dla ekonomistów i polityków wcale nie oznacza naprawdę zatrudnienia wszystkich ludzi szukających pracy. Otóż mówią oni o pełnym zatrudnieniu, gdy bezrobocie spada poniżej 4%. Aktualnie pełne zatrudnienie jest (podobno) realne w krajach anglosaskich i kilku małych krajach, między innymi w Austrii. Austriaccy politycy twierdzili, że pięć z dziewięciu austriackich landów już osiągnęło pełne zatrudnienie, a pozostałe są już blisko.

Wielu ekonomistów (a wśród nich Horst Siebert i Edmund Phelps) występujących na forum zgodnych było co do tego, że socjalne gwarancje prowadzą do obniżenia wzrostu gospodarczego. Szybszy wzrost realnych płac niż produktywność oznacza wzrost bezrobocia.

Tematem o którym aktualnie w Europie dużo mówi się jest minimalna płaca. Według ekonomów jednak nie jest to dobre rozwiązanie, bo minimalna płaca wręcz zabija miejsca pracy.

Z drugiej strony innowacja wpływa bardzo pozytywnie na wzrost gospodarczy i co za tym idzie wzrost zatrudnienia. Zdaniem Edmunda Phelpsa, amerykańskiego laureata nagrody Nobla, Europie niestety tej właśnie siły innowacji bardzo brakuje. Państwowe zarządzanie pracami badawczymi daje tylko nikłe impulsy gospodarcze. Nauka i prace badawcze muszą dużo mocniej współpracować z przemysłem.

Politycy i spece od gospodarki mówili dużo o Flexicurity. To nowe czarodziejskie słowo to połączenie elastyczności z bezpieczeństwem socjalnym. Przedsiębiorcy oczekują elastyczności w formie braku ochrony przed zwolnieniami i braku minimalnej płacy. Z drugiej strony ludzie którzy utracą pracę muszą otrzymać możliwe największe wsparcie. Od roku 2006 flexicurity jest częścią europejskiego modelu socjalnego. Ale tak naprawdę jak to ma działać to ja jeszcze nie rozumiem?