niedziela, listopada 28, 2010

Ipad-omania

iPad with on display keyboardImage via Wikipedia
Totalne wariactwo opanowało ostatnio moją firmę. Coraz więcej ludzi biega z Ipadem pod pachą i załatwia na nim firmowe sprawy. Niektórzy kupili sobie prywatnie Ipada i twierdzą, że ten gadget świetnie nadaje się do pracy. Wymagają przy tym dostępu do naszej sieci wewnętrznej i są zdumieni, kiedy IT i oddział do spraw bezpieczeństwa im tego odmawiają.

Podobny trend opanował też całe oddziały. Marketing i sprzedaż chcą od zaraz tylko i wyłącznie pracować na Ipadach. Postanowili oni wyposażyć każdego pracownika z ich oddziału w Ipada. Również oni żądają swobodnego dostępu do naszej wewnętrznej sieci. IT jest zupełnie nieprzygotowana na taki rozwój sytuacji. Próbują blokować ten trend, ale szanse na jego zatrzymanie są raczej małe.

W między czasie zgłosili się prezesi firmy i też zażądali wyposażenia ich w Ipady i odpowiednie oprogramowanie. IT raczej nie odważy się wyjaśnić im jak nierozsądna jest ta ich decyzja.

Czy jest ona jednak naprawdę tak nierozsądna? Ipad to wspaniale urządzenie dla kogoś kto tylko zerka do internetu i przegląda maile. Również proste aplikacje na praktycznie dowolny temat są pod ręką.


Z punktu widzenia bezpieczeństwa informacji Ipad wcale nie jest takim złym rozwiązaniem. Nowy system operacyjny - IOS 4.2 - Apple oferuje centralne zarządzanie tymi urządzeniami. Ipad oferuje całkiem niezły pakiet zabezpieczeń i jak na dzisiaj jest z pewnością urządzeniem bardziej bezpiecznym niż otwarte na wszystko kompy. Ipad staje się więc przydatny również dla businessu.

Ipad to chyba pierwsza bardzo konkretna fala trendu "przynieś swoją własną IT" - bring your own IT. Ten podobno w Ameryce dosyć powszechny trend polega na tym, że pracownicy pracują na swoim sprzęcie, a nie firmowym. Sprzęt firmowy kosztuje firmy majątek, jego utrzymanie jest bardzo czasochłonne, a i tak pracownicy nie są z niego zadowoleni. Większość ma prywatnie lepszy sprzęt niż w pracy i nie cierpi różnych ograniczeń ma sprzęcie firmowym. A dla firm najważniejsze jest, aby robota było dobrze wykonana, a nie to na jakim sprzęcie ludzie pracują. Więc co trzy, cztery lata dają ludziom pieniądze na zakup sprzętu. Każdy pracownik może kupić to, co dla niego jest najlepsze. Ciekawe czy ten trend przejdzie również a Europę.

niedziela, listopada 14, 2010

Lenie są wśród nas

Właśnie wracam z konferencji o tematyce bezpieczeństwa informacji w Monachium. Siedzę sobie bardzo wygodnie w luksusowym Railjet (ten austriacki Railjet jest jeszcze lepszy i bardziej komfortowy niż niemiecki ICE) i mknę cichutko i mięciutko z szybkością około 200 kilometrów w kierunku Wiednia. Z Monachium do Wiednia w cztery godziny to dla mnie bardzo dobra alternatywa, lepsza od samolotu czy samochodu. Szybciej nie dojadę, a ta wygoda w pociągu to wspaniała rzecz. Można na ten przykład spokojnie napisać blogowego posta. :)


Ale nie o tym chciałem. Te różne konferencje na których kilka razy w roku bywam to jednak spory stres dla mnie. Wyrwać dwa dni z biurowego szaleństwa nie jest łatwo. Główny problem polega jednak na tym, że trzeba się do takiej konferencji przygotować. Bo ja z reguły chcę się wykazać i mam na takich konferencjach odczyt. Zawsze obiecuję sobie, że tym razem przygotuję się dobrze i rychło w czas. Mam wielkie plany, chcę zrobić prezentację kilka tygodni wcześniej i nieco zorganizować sposób w jaki to powiem. Zawsze jednak kończy się to tak samo. Prezentację robię w ostatniej minucie - tym razem kończyłem ją pisać właśnie w pociągu do Monachium. Zbieram myśli w biegu - niekiedy dosłownie w trakcie mych porannych biegów z Husky. Na poćwiczenie mowy brakuje już niestety czasu. Muszę więc improwizować.


Tym razem było jeszcze trudniej, bo konferencja była międzynarodowa i musiałem mówić po angielsku. A do perfekcji w tym języku jest mi niestety bardzo daleko.


Ten termin prezentacji i fakt, że jestem nieprzygotowany psuje mi nastrój już kilka tygodni przed terminem. Ciągle jednak odkładam to przygotowanie na jutro, albo na weekend. I tak już jest aż do ostatniej chwili. Zły też jestem na siebie, że zgodziłem się wygłosić mowę. Zamiast spokojnie w weekend wypoczywać, ja muszę dumać nad tym co ja tym ludziom powiem. Zamiast spokojnie na konferencji przysypiać, jak to robią inni, ja muszę pracować. No ale tyle moje, że ja ich budzę, bo u mnie nie ma spania, wszyscy muszą słuchać! :)


Ostatnio wpadła mi w ręce książka "The Thief of Time; Philosophical Essays on Procrastination", którą bardzo dobrze opisał James Surowiecki w New Yorker. Ku mojemu zdumieniu okazuje się, że nie jestem jakimś wyjątkiem. Ta zwłoka, to odkładanie pewnych czynności na potem to problem powszechny. Cierpią na niego nie tylko patentowe lenie - tak zawsze mówiła o mnie moja mama, a kto lepiej zna nas jak nasze mamy - ale nawet ludzie bardzo dobrze zorganizowani. My, "odkładacze" na potem, doskonale wiemy o tym, że szybkie załatwienie tych odkładanych spraw wymaga dużo mniej wysiłku. Niekiedy to odkładanie jest nawet związane z poważnymi kosztami, jak na przykład w przypadku nie zapłaconych na czas rachunków czy podatków. My wiemy doskonale o tym i pomimo to odkładamy pewne zadania na potem. Nie pomagają tutaj żadne dobre rady czy inne triki. W między czasie nawet poważna nauka zajęła się tym problemem. Naukowcy dociekają czy to genetyczny defekt czy może jakaś choroba. Ciekawe jak to wyjaśnią ?


Pomimo tej zwłoki moje mowy na różnych konferencjach z reguły kończą się pozytywnie. Ludzie są zadowoleni, a i ja mam satysfakcję. Pewnie dlatego szybko zapominam o tych nieprzyjemnościach związanych z przygotowaniem się i przyjmuję następne oferty.


Także w sumie jestem zadowolony z tego krótkiego wypadu do Monachium. Konferencja była udana - nie tylko dzięki mojej mowie ;) -, potem dobra kolacja w tradycyjnej bawarskiej restauracji i noc w świetnym hotelu. The Charles Hotel jest wyśmienity - wielki, wspaniale urządzony pokój, przepiękna sala restauracyjna, świetna obsługa - chociaż nie tani. A na zakończenie cztery godziny odprężającej podróży pociągiem. Chyba muszę się rozejrzeć za następną konferencją. ;)



Diabelska alternatywa

Mariusz Janicki w ostatnich wydaniach Polityki przeprowadza interesującą analizę polskiej sceny politycznej, a ogólniej sytuacji polskiego społeczeństwa.

W artykule "W opresji agresji" pisze o głębokim konflikcie cywilizacyjnym polskiego społeczeństwa. Jest olbrzymi konflikt światopoglądowy pomiędzy kulturą świecką i oświeceniową, a tradycyjną kulturą katolicką i narodowościową. Janicki pisze:

Gorączka emocji wynika także stąd, że konflikt Platformy z PiS nałożył się na głęboki polski spór o wymiarze cywilizacyjnym, kulturowym. Dotknął czułej, być może niewidocznej wcześniej struny. Podział na konserwatywnych, religijnych tradycjonalistów oraz na liberalną albo po prostu nieideologiczną większość istniał dawniej, ale jego strony były wcześniej rozproszone i obsługiwane przez zmieniające się formacje polityczne. Nie miały okazji okrzepnąć.
W artykule "Teoria lejka" zwraca uwagę na wyprowadzanie walki politycznej z sejmu na ulice. Pis, a przede wszystkim sam Kaczyński toczy walkę na ulicach miast organizując pochody z pochodniami i krzyżami. To mi coś przypomina, coś bardzo groźnego, coś czemu trzeba się stanowczo przeciwstawić. Janicki pisze:
Do tego potrzebna jest jednak władza, najlepiej zdobyta jak najszybciej i użyta natychmiast. Potrzebna jest zapałka, która wznieci insurekcję, jak to ładnie nazywają konserwatywni publicyści, albo rokosz czy rebelię – jak ujmują to inni. Nie był nią kryzys ani powódź. Nie wystarczył Smoleńsk i, jak się wydaje, nie spełni nadziei Łódź. Poszukiwania trwają.
I dalej:
... (Kaczyński) Nie ma czasu, więc wyprowadza swoją politykę poza Sejm, na ulicę, przystrajając ją krzyżami i pochodniami. Klub poselski PiS nawet zbiera się, zasiada w ławach, coś mówi, ale jednak bez Jarosława Kaczyńskiego. Jemu już na Wiejską nie chce się nawet zaglądać (w ogóle Sejm stracił na znaczeniu, kiedy toczy się wojna symboliczna), jak też pójść na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego czy podać rękę prezydentowi, a raczej panu Komorowskiemu. Posłowie PiS stali się paprotkami polityki swojego prezesa, kukiełkami bez znaczenia, bo niewiele może od nich zależeć i w tym rozdaniu parlamentarnym skazani są na polityczne wymarcie. Muszą tylko odegrać swój teatr póz i zaklęć, ale adresowanych przede wszystkim do prezesa, bo tylko z tego nadania i wedle wskazanego z gabinetu przy ulicy Nowogrodzkiej porządku układane będą listy wyborcze.
Kaczyński chce za wszelka cenę zdobyć władzę i wszelkie środki są do tego dobre. Próba zawładnięcia ulicy, gra emocjami, próba wyłączenia rozsądku i szukanie rozwiązań poprzez uliczny konflikt to niebezpieczna gra. Kaczyński nie uznaje legalnie, na mocy demokratycznego mandatu wybranych władz i próbuje przeciwko nim mobilizować ulice. To próba puczu sił anty demokratycznych i w dużej mierze poza-demokratycznych. W naszym wspólnym interesie trzeba im stanowczo powiedzieć "Nie"!

poniedziałek, listopada 01, 2010

Wyjdźmy z podwórka!

W polskich mediach znowu huczy. Politycy na przemian obwiniają się za tak zwaną atmosferę nienawiści i za prowokowanie szaleńców do takich ataków jak ten w Łodzi. Niektórzy idą nawet o krok dalej i obwiniają stronę przeciwną o bezpośredni wpływ na ten atak. Jednocześnie politycy wszystkich partii nawołują do zakończenia tej ostrej wojny na słowa, co chwila któryś z nich występuje z apelem o umiar i spokój, jednocześnie zarzucając przeciwnikom politycznym doprowadzenie do tej sytuacji.

Media podchwytują oczywiście te wszystkie wypowiedzi. Dziennikarze dyskutują miedzy sobą, dlaczego tak jest i obwiniają o to polityków. Niby, że oni tak naprawdę nie chcą o tym pisać, ale co mają zrobić, jak politycy tacy uparci i tak chętnie obrzucają się błotem. Twierdza jednocześnie, że ludzie już są tą słowną wojną polityków zmęczeni i mają tego dość. Czy aby jest tak rzeczywiście?

Ja myślę, że to właśnie my wyborcy jesteśmy za tę sytuację przynajmniej częściowo odpowiedzialni. Czytamy przecież te wszystkie bzdury, które nasi politycy wypowiadają - wystarczy zerknąć na listę najczęściej czytanych artykułów w online gazetach. Jeszcze gorsze, że potem wybieramy znowu tych samych ludzi. Dlaczego wiec miałoby się coś zmienić?


A musi. Obserwując polskie media wydaje się, ze cały świat, a już na pewno cała Europa przygląda się tej polskiej pyskówce z wypiekami na twarzy. Bo w naszych mediach rzadko można znaleźć jakiś artykuł na inny temat. Tak jednak nie jest. Świat żyje innymi, dużo bardziej również dla nas Polaków ważnymi tematami. Europa dyskutuje o naprawdę poważnych rzeczach, o naszej wspólnej przyszłości.


Czas wiec najwyższy abyśmy wyszli z tego polskiego podwórka i zajęli się tematami naprawdę ważnymi! Naprawdę szkoda czasu na te lokalne kłótnie bez znaczenia.


Zostawmy tych naszych politycznych chuliganów im samym, przestańmy czytać artykuły o tym kto kogo jak nazwał. Odkryjmy inny świat, zajmijmy się polską i europejską ekonomią, spójrzmy częściej w stronę Chin i Indii i zastanówmy się co musimy zrobić w najbliższej przyszłości aby sprostać temu wyzwaniu! Lub interesujmy się tysiącem innych dużo ważniejszych spraw niż te polityczne przepychanki. A tym Panom Politykom co w takim zacietrzewieniu dyskutują między sobą podziękujmy przy najbliższych wyborach i wybierzmy innych, rozsądniejszych ludzi.


niedziela, sierpnia 22, 2010

Post pisany z Ipad

Siedze sobie wlasnie na tarasie. Ciepla noc, ksiezyc swieci, komary
wyjatkowo jeszcze mnie nie obsiadly, a przy mnie lampka swietnego
Rhienrieslinga od Minkowitscha z Rochusberg. Siedze sobie wiec tak
milo, a na mych kolanach nowo nabyty Ipad. Ipad to wspaniala zabawka.
Jako jeden z pierwszych i chwilowo byly (moj iphone niestety nie wytrzymal upadku
z poltora metra wysokosci na kafelkowa posadzke i na razie musze sie zadowolic
androidem w wersji Sony Xperia) posiadacz iphone natychmiast jak tylko iphone
pojawil sie w Austrii zamowilem go. I nie zaluje.

Tak jak sie spodziewalem Ipad to taki sporo wiekszy iphone.
Lezy dobrze w rece, nie jest za duzy, taki w sam raz. Ipad jest tez w
miare lekki. W kazdym razie nie jest ciezszy niz niejedna ksiazka. Ipad
mozna najlepiej okreslic jako internetowy terminal, bo swietnie nadaje
sie do pracy w internecie. Po wlaczeniu praktycznie natychmiast jest
gotowy do pracy i reaguje byskawicznie na nasze rozkazy. Intuicyjny w
obsludze, z pieknym monitorem istne cacko. A do tego mnostwo
doskonalych applikacji, ktore mozna blyskawicznie zdownloadowac z
appstore. Jedyna jego wada jest brak flashplayer i chwilowy brak
multitastingu - wersja 4.0 bedzie juz to potrafila. No i jeszcze nie
znalazlem polskiej klawiatury.

Pomimo tych kilku mankamentow jestem Ipadem
zachwycony i polecam to urzadzenie wszystkim goraco.

czwartek, lipca 08, 2010

"Solar Impulse" pokonał noc bez paliwa

Bertrand Piccard osiągnął wczoraj ważny sukces w drodze do swego celu jakim jest lot wokół ziemi samolotem napędzanym wyłącznie energią słoneczną. Specjalnie w tym celu skonstruowany "samolot "Solar Impulse" utrzymał się 26 godzin w powietrzu! Dzięki w ciągu dnia zmagazynowanej energii słonecznej "Solar Impulse" bez trudu latał całą noc i nad ranem miał jeszcze zapas energii na 6 godzin lotu.

Solar Impulse to leciutki - waży tylko 1.6 tony - samolot, o wielkiej rozpiętości skrzydeł - 80 m to tyle co u Boeinga 747. 12000 solarnych paneli napędza cztery elektryczne silniki i umożliwia loty na wysokości przeszło 8000 m.

Piccard wzmocniony tym etapowym sukcesem planuje już dalsze loty. Jego następny cel to przelot nad Atlantykiem. Przedtem jednak Piccard chce zbudować jeszcze lżejszy samolot.

Piccard i jego zespół to wspaniały przykład, jak marzenia i rzeczy niewyobrażalne stają się rzeczywistością.

Linki:

  • http://bazonline.ch/wissen/technik/Applaus-fuer-Boschberg-und-Piccard/story/13936292
  • http://www.stern.de/wissen/technik/solarflugzeug-solar-impulse-piccard-jr-gelingt-rekordflug-1581139.html

środa, czerwca 09, 2010

Dominacja Zachodu, która trwała 500 lat, się kończy!

... powiedział przed kilkoma dniami Zbigniew Brzeziński w Warszawie.

Brzeziński mówił, że:

Świat się zmienia. Dominacja Zachodu, która trwała 500 lat, się kończy. W ciągu ostatniego półwiecza Azja, Afryka i Ameryka Południowa stały się politycznie świadome. W Chinach dokonały się wielkie zmiany, podobne będą miały miejsce w Indiach, Indonezji, Brazylii. Nadchodzi nowa era.

... najgorszy scenariusz dla świata spełni się wtedy, gdy USA stracą przywódczą rolę. - Kryzys Ameryki stanie się kryzysem całego świata. Zrobi się bałagan, nadejdzie głęboki kryzys gospodarczy, światem będą wstrząsać regionalne konflikty, waśnie religijne.

W ogóle coraz więcej podobnych głosów ostrzegających zachód przed jego rychłym upadkiem. I tak również w tych dniach Nail Ferguson w bardzo ciekawym wywiadzie dla BBC mówi o ekonomicznym upadku zachodu.

Michael Arrington w swym poście na Techcrunch z kolei ubolewa nad złą polityką rządu, który zwalcza startupy, próbując zagwarantować dotychczasowe przywileje firmom multimedialnym. Jest to typowa walka przeszłości z przyszłością, której i tak wygrać nie można. A stawką w tej grze jest innowacyjny prymat Ameryki, który i bez tego jest już poważnie zagrożony. Rząd zamiast popierać masywnie rozwój internetu i nowych mediów tylko zniechęca zagranicznych przedsiębiorców od osiedlania się w Silicon Valley. A za kilka lat jak tak dalej pójdzie ci energiczni przedsiębiorcy będą woleli wcielać w życie swe twórcze idee w innowacyjnych centrach gdzieś w Chinach czy Indiach, czy jeszcze gdzieś indziej. Arrington pisze:

I would have said let in any highly educated person in the world that wants to live here, but I know that isn’t going to happen. We will continue to shun the next generation of brilliant foreign entrepreneurs because of some absurd fear that they’re going to take away our jobs. In a few years those entrepreneurs will no longer want to live here anyway.
Tak niestety, taka polityka jest bardzo krótkowzroczna i tylko przyśpieszy upadek.

niedziela, maja 23, 2010

Pierwsza komórka ze sztucznym DNA

Słynny i bardzo kontrowersyjny Craig Venter, o którym pisałem już kilkakrotnie, stworzył komórkę ze sztucznym DNA. Konkretnie mówiąc skopiował on sztucznymi metodami DNA prostej komórki (mykoplazma) i wszczepił je następnie do komórki innej bakterii, z której usunął uprzednio jej własny DNA. Ta nowa komórka ze sztucznym DNA funkcjonuje normalnie. Więcej o metodzie Ventera można przeczytać w gazecie.

W mediach relacji na ten temat bez liku. Wszyscy dyskutują czy to rzeczywiście już sztuczne życie. Chociaż faktycznie Venter stworzył za pomocą chemikali i komputera jedynie sztuczne DNA, to jednak widać już wyraźnie, że jesteśmy już tylko o krok od stworzenia absolutnie sztucznego życia. Od całkowitego sztucznego życia dzieli nas jedynie problem techniczny, a nie przeszkoda nie do pokonania.


Etyczne, religijne i praktyczne implikacje tego kroku są przeogromne. Sądzę, że musimy na ten temat rzetelnie dyskutować i zrozumieć jak zmieni się nasz świat w niedalekiej przeszłości. Głosy aby takie eksperymenty zabronić są moim zdaniem po pierwsze spóźnione, a po drugie szkodliwe dla naszego dobra. To dzięki takim właśnie wynalazkom otrzymujemy szansę na rozwiązanie wyzwań dla jutrzejszego.


piątek, maja 14, 2010

Biedniejąca Europa "dojrzała" do mikro kredytów znanych dotychczas jedynie w krajach trzeciego świata

Muhammad Yunus z Bangladeszu, Laureat nagrody Nobla o którym pisałem tutaj, rozpoczyna swoją działalność w Europie. We Włoszech jego bank - Grameen - we współpracy z Unicredit będzie udzielać mikro kredytów. Zasady są takie same jak w Bangladesz. Kredyty te to małe sumy z niewielkim oprocentowaniem przeznaczone wyłącznie do rozwoju przedsiębiorczości. Yunus nie chce udzielać kredytów na konsumpcję, bo takie kredyty ludziom nie pomagają, a wręcz przeciwnie jeszcze bardziej uzależniają ich i powiększają ubóstwo.

W
wywiadzie dla austriackiej gazety "Die Presse" Yunus mówi, że w szkołach w Bangladesz wychowuje się młodych ludzi w duchu przedsiębiorczości. Hasłem przewodnim nie jest znalezienie pracy dla siebie, a stworzenie miejsc pracy dla innych. To jest według Yunusa właściwa droga do wyjścia z ubóstwa.

Jakże olbrzymia różnica w porównaniu z Europą. U nas celem młodych ludzi jest ciepła państwowa posadka i jak najwcześniejsza emerytura!


Nie dziwny się więc kiedy za lat najpóźniej kilkanaście ci energiczni azjatyccy biedacy przejmą całkowicie kontrolę nad bogatymi, ale biernymi i zbyt wygodnymi europejczykami.


niedziela, marca 28, 2010

Wykłady na wyższej szkole w dolnej Austrii, czyli dlaczego tak rzadko pisuję na blogu

W sumie mam ciekawą pracę. Ciągle coś nowego, sporo wyjazdów, konferencji, spotkań z różnymi ludźmi, interesujących projektów, podejmowanie ważnych decyzji, decydowanie o sporych inwestycjach, kierowanie pracownikami. Ta praca wymaga sporo więcej czasu niż 40 godzin tygodniowo!

Pomimo to zachciało mi się coś nowego i właśnie zacząłem wykładać IT-Compliance na wyższej szkole w dolnej Austrii. Oczywiście jest to dodatkowe zajęcie obok tej podstawowej pracy.


Ostatnie kilka sobót i niedziel przygotowywałem wykłady, zbierałem materiały, szperałem po internecie szukając interesujących informacji i czytałem dziesiątki fachowych książek. No może nie tyle czytałem co przeglądałem je dokładnie.

Pierwsze kilka wykładów (po cztery godziny) mam za już sobą. Nie jest łatwo cztery godziny gadać prawie bez przerwy. I zapewne dla studentów jest jeszcze trudniej słuchać cztery godziny. Na dodatek na temat dosyć abstrakcyjny, mało konkretny i przez to niełatwy do zrozumienia.

Pierwszy dzień był oczywiście całkiem trudny i nie byłem z siebie zbytnio zadowolony. Następne wykłady zacząłem już nieco inaczej. Spokojniej i bardziej interaktywnie. Cały wykład prowadziłem w formie dyskusji wtrącając wiele anegdot z mojego zawodowego doświadczenia. Wykład był więc dużo lepszy niż pierwszy i sadzę, że i studenci byli zadowoleni.

Niestety na bloga zostaje mi coraz mniej czasu. :(

piątek, marca 12, 2010

Koniec celibatu?

Tematem ostatnich dni w Austrii jest pedofilia. Gazety, radio i telewizja donoszą nieustannie o nowych przypadkach pedofilii w przeważnie kościelnych szkołach i internatach. Praktycznie codziennie meldują się nowe ofiary upokorzeń, bicia i niestety bardzo często też seksualnego wykorzystania. Te biedne dzieci odizolowane całkowicie od świata za murami klasztornych internatów opowiadają o perwersyjnym zachowaniu ich duchownych opiekunów, o ich smutnym codziennym życiu pełnym szykan i bezlitosnej dyscypliny.

Ta niepodziewana fala donosów wstrząsnęła bardzo poważnie tutejszym kościołem. I tym razem spora grupa (prawdopodobnie dużo większa niż za czasów afery Groer) wiernych wystąpi z kościoła wyrażając w ten sposób swoje oburzenie. Kościelni dostojnicy najwyższych szczebli, kardynałowie i biskupi, proszą ofiary o wybaczenie i obiecują całkowite wyjaśnienie wszystkich zgłoszonych przypadków pedofilii i sadyzmu w kościelnych szkołach. Kardynał Schönborn z Wiednia idzie jeszcze dalej. Jego zdaniem kościół musi koniecznie znaleźć przyczynę tej sytuacji. Otwarta dyskusja o sposobie kształcenia księży, a nawet o celibacie to zdaniem Schönborna jedyna droga do pełnego wyjaśnienia tej jakże trudnej dla kościoła sytuacji.


niedziela, lutego 07, 2010

osiągać to co nieosiągalne

Bertrand PiccardImage via Wikipedia

Bertrand Piccard to ciekawa postać. Jako pierwszy człowiek w 1999 obleciał balonem na gorące powietrze świat. Wraz ze swym partnerem Brainem Jonsem lecieli bez przerwy 19 dni, 21 godzin i 55 minut i pokonali trasę długości 46.759 kilometrów.

Piccardowi to jednak nie wystarcza. Wyznaczył on sobie jeszcze bardziej ambitny cel. Chce w roku 2012 oblecieć świat samolotem napędzanym wyłącznie energią słoneczną. Nazwał on ten projekt
Solar Impulse. Solar Impulse ma być pierwszym samolotem zdolnym latać dzień i noc bez paliwa!

Ambicją Piccarda jest osiągać to co nieosiągalne. Dążyć do czegoś co aktualnie uchodzi za absolutnie niemożliwe. Przekraczać granice, które dzisiaj wyznacza dostępna nam technologia i nasze wyobrażenie o tym co jest wykonalne.


Piccard jest przekonany o tym, że dzięki naszej wytrwałości i twórczej inwencji jesteśmy w stanie ciągle przesuwać granice tego co osiągalne i zamieniać nieosiągalne na codzienne i powszechne. Jego zdaniem horyzont naszych możliwości wyznacza wyłącznie nasza wyobraźnia. Przecież większość rzeczy dzisiaj możliwych, jeszcze nie tak dawno było dla ludzi całkowicie poza zasięgiem ich możliwości.

Piccard czerpie te przekonanie nie tylko z własnych doświadczeń. To przekonanie jest chyba zakodowane w genach tej znanej rodziny. Jego dziadek, August Piccard, ruszył w górę i jako pierwszy na świecie w 1931 r. osiągnął stratosferę, wznosząc się balonem na wysokość 15 781 metrów. Jego ojciec, Jacques Piccard, ruszył w dół i zszedł na dno Rowu Mariańskiego, ustanawiając rekord świata w nurkowaniu głębinowym w batyskafie - 10.916 metrów pod wodą.

Bertrand Piccard starannie przygotowuje się do swego lotu wokół świata. Jego samolot musi być bardzo lekki i czerpać energię słoneczną z paneli umieszczonych na bardzo długich skrzydłach. Samolot ten musi też mieć wydajną ale lekką baterię, aby zmagazynować wystarczająco energii na lot w nocy. 50 specjalistów z 6 krajów pracuje nad niekonwencjonalnymi technicznymi rozwiązaniami w które musi byś wyposażony Solar Impulse. W grudniu 2009 Solar Impule po raz pierwszy na krótko wzniósł się w powietrze.


Bertrand Piccard to nie tylko wspaniały lotnik i podróżnik. Udziela się on też charytatywnie. Jego charytatywna organizacja
"Winds of Hope", pomaga afrykańskim dzieciom.

Jestem przekonany, że Bertrand spełni swoje marzenie. A jego wyczyn
otworzy nam wszystkim zupełnie nowe możliwości i poszerzy nasze horyzonty!






czwartek, lutego 04, 2010

Fabryka ludzkich organów

Długie i zdrowe życie to zapewne marzenie wielu z nas. Szczególnie tych bardziej zaawansowanych roczników. ;) Duże nadzieje pokładamy w medycynie. Czy jednak medycyna robi wystarczające postępy? A jeżeli tak, to czy można je jakoś zmierzyć?

Sądzę, że dosyć dobrą miarą postępu w medycynie jest oczekiwana długość życia.Otóż ta oczekiwana długość życia wzrosła ostatnio znacznie. I tak cytuję za Wikipedią:

Największe zmiany dokonały się w najbogatszych krajach świata. Przykładowo w 1900 r. oczekiwana długość trwania życia dla noworodka w USA była równa około 47 lat, podczas gdy obecnie jest to około 77 lat. W Indiach w połowie XX wieku wynosiła ok. 32 lata, a w roku 2000

W ciągu ostatnich dziesięciu lat wzrost długości oczekiwanej życia w Niemczech wynosił około 2% na rok. Jeżeli wierzyć dwóm wybitnym głosicielom długowieczności, Aubrey de Grey i Ray Kurzweil, to mamy tutaj też do czynienia ze wzrostem wykładniczym. To znaczy, że przyrost długości oczekiwanej życia rośnie coraz szybciej.

Medycyna ma z pewnością obok innych czynników znaczny wpływ na ten wzrost. Oglądając niektóre ostatnie osiągnięcia medyczne myślę że już w niedługiej już przyszłości medycyna jeszcze pozytywniej wpłynie na oczekiwaną długość życia.

Doktor Anthony Atala, dyrektor Wake Forest Institute for Regenerative Medicine, zaprezentował niedawno na forum TED ostatnie osiągnięcia regeneratywnej medycyny. Naukowcy z tej dziedziny pracują nad metodami rekonstrukcji uszkodzonych organów. W klinicznych studiach są już w stanie reprodukować poza ciałem pacjenta pewne jego organy. Używają do tego próbki jego komórek, które rozmnażają, nadają im formę danego organu i uczą je spełniać funkcję właściwą temu organowi. Fascynująca prezentacja!

Fabryka ludzkich organów produkująca na zamówienie to więc chyba niezbyt odległa wizja. To jeszcze jeden czynnik, który być może przybliży nas do długowieczności.



podobne posty:

poniedziałek, lutego 01, 2010

Szybkość postępu

Praktycznie nieustannie pojawiają się na rynku nowe komputery i rozwiązania techniczne. Nieco lepsze w porównaniu z tymi wczorajszymi wabią nas do zakupu, chociaż początkowo ich ceny są wyższe. Czy jednak te kilka procent więcej pamięci, szybkości procesora, rozdzielczości monitora, pojemności twardego dysku, szybkości łącza internetowego to rzeczywisty postęp warty naszych pieniędzy?

W krótkiej perspektywie czasu zmiany nie są przecież aż tak znaczące. Łatwo je więc zignorować.
Jednak porównując dłuższe okresy czasu widać wyraźnie ogrom zmian. Zerknijmy 25 lat wstecz. To czasy Commodore z 64 kilobajtami pamięci i z procesorem o takcie 4 MHz. Pierwsze twarde diski pojawiły się dopiero nieco później i mogły zmagazynować oszałamiające jak na owe czasy 10 megabajtów. Wtedy, przed lat dwudziestu paru, na zmagazynowanie jednego filmu, który dzisiaj mieści się bez problemu na malutkiej pamięci USB , trzeba by kupić 450 tych 20 Megabajtowych twardych dysków. Do ich transportu ledwo wystarczyłby VW Bus!

Tak więc, przynajmniej w dziedzinie komputeryzacji, mamy do czynienia z ogromnym postępem. Moc współczesnych urządzeń jest około 100 tysięcy razy wyższa od tych sprzed 25 lat. A na dodatek ceny komputerów w relacji do zarobków znacznie spadły!


Postęp następuje również w zakresie software, tylko tutaj jest on może nie aż tak widoczny i porównywalny. Między możliwościami dzisiejszych serwisów Google'a, Facebooka czy Twittera, a tekstowym interface Commodore z lat 80-tych jest jednak niewyobrażalna przepaść.

Czy postęp w przyszłości będzie równie szybki? Czy możemy liczyć na dalszy wzrost o 100.000 w następnych 25 latach?


Otóż postęp technologiczny zdaje się być wykładniczy. Nie jest to wprawdzie udowodnione naukowo i dlatego brak jednoznacznego wyjaśnienia dla tego fenomenu. Wieloletnie obserwacje opisane
prawem Moore'a potwierdzają to jednak. Postęp wykładniczy oznacza, że postęp przyspiesza wraz z upływem z czasu. To znaczy, ze w jednostce czasu przyrost postępu jest coraz większy. Albo inaczej mówiąc, że stały wzrost postępu następuje w coraz krótszych jednostkach czasu. Czyli za 25 lat możemy oczekiwać wzrostu o milion a może nawet dziesięć milionów! A wzrost o sto tysięcy jest tuż tuż. Za dziesięć albo
może nawet za pięć lat!

piątek, stycznia 22, 2010

Przemyśl, przekonstruuj, przebuduj

Polepsz stan świata: przemyśl, przekonstruuj, przebuduj (rethink, redesign, rebuild) - to apell, który do uczestników tegorocznego spotkania World Economic Forum w szwajcarskim Davos od 27 do 31 stycznia skierował przewodniczący tego forum Klaus Schwab.

Tegoroczne spotkanie jest spotkaniem jubileuszowym, bo już 4o-tym. Ponad 2500 wybitnych osobistości ze świata businessu i polityki z 90 krajów będzie przez kilka dni rozmawiać o tym jak zapewnić światu trwały wzrost i uniknąć kryzysu jaki przeżyliśmy w ostatnich latach. Klaus Schwab nie ukrywa, że globalny system polityczny, finansowy i gospodarczy nie funkcjonuje dobrze. Trzeba znaleźć nowe rozwiązania zapewniające trwały rozwój.




poniedziałek, stycznia 18, 2010

Trzech prezydentów w imię narodowej jedności

Przed kilkoma dniami przypadkiem oglądałem telewizyjne wiadomości akurat w momencie gdy Oboma ogłaszał amerykański program pomocy dla Haiti. Przed białym domem stał Obama ramię w ramię z byłymi prezydentami Clintonem i Bushem. Obama mówił o wielkim planie pomocy, a byli prezydenci stojąc u jego boku samym tym faktem wyrażali poparcie dla tego planu. Jak to możliwe pomyślałem, że ci sami prezydenci, którzy w tak radykalny sposób zwalczali się, którzy prowadzili diametralnie różna politykę, których światopoglądy są tak strasznie odmienne, którzy zapewne bardzo nie lubią się stają w jednym szeregu z Obamą i popierają jego akcję.

Oczywiście, że był to symboliczny akt. Był to symbol narodowej jedności, jedności ponad wszelkie polityczne i emocjonalne podziały. Jedności w imię sprawy w danym momencie nadrzędnej. To był symbol amerykańskiej zdolności zjednoczenia różnych sił politycznych w imię wspólnej sprawy.

Oglądając tę scenę od razu skojarzyłem ją z polską sytuacją. Czy to możliwe aby trzech polskich prezydentów zapomniało na moment o swych animozjach i wystąpiło wspólnie na rzecz sprawy dla kraju dużo ważniejszej niż ich ambicje?


Na obchodach rocznicy Solidarności im się to niestety nie udało. Również duże problemy ze wspólnym wystąpieniem mają prezydent i premier na europejskim parkiecie, ośmieszając kraj swym dziecinnym zachowaniem. A szkoda.