piątek, grudnia 29, 2006

Ani tu ani tam

To udany tytuł książki Billa Brysona "neither here nor there - travels in europe". To też niejako kontynuacja jego opisu amerykańskich podróży, które tak dobrze przedstawił w "The Lost Continent".

Całkiem niedawno jego inna książka - "A short history of nearly everything" - była przez dłuższy czas na czele angielskiej listy bestsellerów. Chyba w między czasie ukazała się również w Polsce - wydaje mi się, że mignęła mi w jakieś księgarni w Bielsku Białej.

Bill Bryson to Amerykanin w słusznym wieku, który od wielu lat żyje w Anglii. Jego sposób widzenia Europy jest nieco inny od naszego. Nic dziwnego. Przecież już nawet Anglicy mają pewne problemy z kontynentem, jak zwykli nazywać wszystkie inne kraje Europy.

Bryson potrafi dostrzec w całkiem zwyczajnych sytuacjach coś niezwykłego i charakterystycznego dla danego kraju czy miasta.
W Paryżu spostrzegł od razu ten brutalny ruch samochodowy. Opisuje z odrobiną przesady, ale bardzo trafnie swoje kłopoty przy przechodzeniu przez ulicę z kilkunastoma pasami, a zielone światło świeci się tak krótko, że starczy go tylko na kilka z nich. Ruch samochodowy w Paryżu jest naprawdę dziki. Jeździłem tam samochodem tak spięty jak nigdzie indziej. Nawet w Rzymie łatwiej jeździ się, a to już coś znaczy. B. po każdym przejściu przez ulicę, zwykła mawiać, że tym razem jeszcze uszła z życiem.

Bryson opisuje z dużą dozą humoru różne swe drobne niepowodzenia i kłopoty w trakcie podróży. Nawet tak banalne sceny, jak ta kiedy w Oslo usiłuje bezskutecznie przekonać upartą bileterkę aby wydała mu bilet - który on dużo wcześniej zamówił, ale przyjmujący zlecenie w biurze podróży przekręcił jego nazwisko - kilka minut przed odjazdem autobusu do Hammersfest, w opisie Brysona nabierają dużej plastyki.

Bryson potrafi też być złośliwy. Jest zdumiony Brukselą, miastem, które nie ma niczego charakterystycznego. Nie leży ani nad morzem, ani w górach ani nie ma wielkiego zamku czy klasztoru na pobliskiej górze. Ani nawet nie leży nad jakąś choćby małą rzeką! To fakt niewyobrażalny dla Brysona, fakt który dosadnie potwierdza jego zdanie o Brukseli jako mieście brzydkim, nieciekawym i bez wyrazu. Jego konkluzja brzmi "The best thing that can be said for Brussels is that it is only three hours from Paris".

Również Austria nie znalazła zbytniego uznania w jego oczach. Innsbruck i Salzburg to miasta, w których można tylko kupić duperele dla turystów, a pogłoski jakoby Wiedeń leżał nad Dunajem, są trudne do sprawdzenia. To prawda, bo Dunaj płynie sporo oddalony od centrum miasta. Bryson opisuje zabawnie swą wyprawę w poszukiwaniu Dunaju, w trakcie której zagubił się gdzieś w olbrzymim Praterze. Poza tym dokopał Austriakom, za wybór Waldheima na prezydenta. Tę typowo amerykańską reakcję nie podzielam w całości. Waldheim był przedtem przez wiele lat sekretarzem generalnym ONZ. Dlaczego jego przeszłość wtedy nikomu nie przeszkadzała?

Jakie wrażenie wywarła Polska na Brysonie nie wiadomo. Niestety nie dotarł nad Wisłę.

Brak komentarzy: