piątek, grudnia 07, 2007

Efektywne wykorzystanie czasu

Niekiedy są takie chwile w życiu, kiedy w bardzo krótkim okresie czasu udaje mi się bardzo dużo zrobić i osiągnąć. Tak też było dzisiaj rano kiedy jadąc pociągiem do klienta w Linzu zapoznałem się z bardzo obszernym (wiele set stron dokumentacji) niemieckim standardem bezpieczeństwa (informacja dla zainteresowanych szczegółami ;o) - BSI Grundschutzhandbuch) i ich metodą certyfikowania systemów IT, zebrałem do kupy slajdy na temat naszych osiągnięć w tym zakresie i przygotowałem schematyczny koncept projektu dla tegoż klienta, nie rozmawiając z nim na temat temat przedtem. I to wszystko w ciągu tych dwóch godzin jazdy!


W trakcie dyskusji z klientem błyszczałem wręcz wiedzą na temat tego niemieckiego standardu sypiąc jak z rękawa fachowymi zwrotami tegoż standardu. Również mój bardzo schematyczny koncept był strzałem w dziesiątkę. Dzięki niemu nasza dalsza dyskusja przebiegła bardzo sprawnie i konkretnie.


Ile potrzebowałbym na to normalnie czasu? Zapewne kilka dni, bo zwlekałbym z tym tematem nieco, przymierzał się kilka razy do niego i zbytnio zagłębiał w detale.


Dlaczego więc niekiedy osiągam aż taką wydajność, gdy "normalnie" wszystko trwa o dużo dłużej? Co trzeba zrobić aby być na co dzień tak wydajnym? Aby po całym dniu pracy (albo raczej po całym dniu spędzonym w pracy) mieć poczucie spełnienia, a nie tylko poczucie straconego czasu?


Jeden aspekt ten wydajności jest bardzo łatwo zauważalny. Miałem bardzo ograniczoną ilość czasu na przygotowanie. Dwie godziny i ani minuty więcej. Jak widać więc aby być wydajnym należy ograniczyć czas - nawet sztucznie, jeżeli nie jest on już ograniczony naturalnie przez od nas niezależne terminy. Skąpa ilość czasu zmusza nas do wydajnej i ukierunkowanej na pożądany wynik pracy.


Sądzę jednak, że te fazy gdy nie pracujemy konkretnie nad tematem nie są całkiem stracone. Temat egzystuje gdzieś tam w ciemnym kącie naszej głowy. Może nawet trochę nie całkiem świadomie obracamy go w głowie, przymierzamy się niejako do niego. To tylko pozornie nic nie dzieje się. Temat pomalutku dojrzewa w naszej głowie, a na koniec osiągamy tą kulminację wydajności, bierzemy się do roboty, trzask, prask i załatwione. ;o)


Jeżeli jednak to nie jest tak, to znaczy, że jestem kompletnym leniem, który tylko do czasu do czasu, ale niezmiernie rzadko, zbiera się do kupy i coś tam robi konkretnego. ;-((


5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ja sobie troszke inaczej tlumacze ten Twoj stan. Mysle, ze to byl dla Ciebie dzisiaj dobry dzien i byles w szczycie formy intelektualnej, po byc moze dobrym wypoczynku, spokojnie spedzonej nocy. To taka moja hipoteza, z wlasnych tylko doswiadczen wzieta?
A moze faktycznie potrafisz sie maksymalnie skoncentrowac na jakiejs bardzo waznej sprawie. Sa rowniez takie rozne strategie, lekcje nauki dobrej i szybkiej koncentracji, pomagaja w tym takze rozne medytacje wschodnich filozofii?
Czy praktykujesz cos podobnego?

Anonimowy pisze...

Krzysztof, jest taka zasada zarządzania czasem, którą uwielbiam i często stosuję. Rzeczy trwają tyle czasu, ile sobie na nie wyznaczysz. Oczywiście, trzeba tu być realistą, ale jeśli założysz, że siedzisz nad ofertą 2 dni, to ją tyle piszesz, jeśli dasz sobie na nią 2 godziny, to pewnie w tyle właśnie skończysz. Kiedy to do mnie dotarło, naprawdę zaczęłam się lepiej organizować. Zresztą w ogóle jest tak, że im człowiek ma więcej na głowie, tym lepiej się organizuje.

jazzowa pisze...

hmm... już dawno zauważyłam, że kiedy mam więcej zajęć jestem zdecydowanie bardziej wydajna.. i bardziej prężna...
Problemy są z rzeczami,które mają dalszy okres realizacji.. zaczyna się ich odwlekanie...
Lub też kiedy zajęć jest mniej... chodzę bardziej "rozmemłana" w tym wszystkim...
No i oczywiście atrakcyjność tematu dla nas.. są takie w których mogę siedzieć dniami i nocami i będę się czuła rewelacyjnie rozwiązując kolejne niuanse z wielkim zadowoleniem i satysfakcją...
Jak i bywają zupełne tychże przeciwieństwa...

Ale lubię tą prężystość intelektu i ciała... szkota, że ona potrzebuje dopingu mocnego.

Krzysztof pisze...

@Wildrose, Tak, jak naprawde trzeba to sprezam sie ze ho ho. Nie, nie uprawiam zadnych sztuk szybkiej koncentracji. Od jakiegos czasu przymierzam sie do medytacji, ale za bardzo mi nie wychodzi. ;-(

@Froasia, Oj wlasnie to. Jednak jest do wszystkiego jakies minimum czasowe i szybciej sie chyba nie da?

@Jazzowa, Na to rozmemlanie traci sie mnowstow czasu, to fakt. A tematow ktore nam nie leza tez unikamy raczej. ;-)

A jakiego to mocnego dopingu stosujesz?

jazzowa pisze...

Najczęściej jest to tzw termin...



Aczkolwiek bywają i inne.. ale o tym to tak nie wypada pisać ;o)