piątek, sierpnia 14, 2015

Jak walczyć z buczeniem?

Na marginesie wywiadu z prezydentem Komorowskim w Wyborczej zastanawiam się jak można sobie poradzić w tym zakłócaniem spotkań wyborczych przez grupy ludzi o odmienym zdaniu, które zakłócają je gwizdami i obraźliwymi okrzykami? Jak walczyć z ludźmi, którzy przychodzą tylko po to na oficjalne uroczystości państwowe aby wygwizdać i wybuczeć demokratycznie wybrane głowy państwa? Jaka strategia przeciwko takiemu postępowaniu może być skuteczna? Czy słuszne jest ignorowanie takich zachowań, czy może należy chodzić na spotkania partii popierających takie zachowania i polityków tych partii też wybuczeć? Czy może zamiast elegancko milczeć i udawać, że nic się nie stało, trzeba przerwać uroczystość czy zebranie i jak się nie da inaczej, to usunąć protestantów siłą?

Jest wiele spłeczeństw, które potrafią sobie z tym problemem poradzić. Voltaire na przykład walcząc ze swoimi przeciwnikami ideologicznymi mówił, że on będzie zwalczać jego zdaniem niesłuszne opinie z całą stanowczością. Jednak w tym momencie, gdy jego oponentom zabroni się je wygłaszać on będzie pierwszym, który stanie w obronie głoszenia tych opinii. A czym innym jest buczenie, jak nie formą uniemożliwienia mzsłącym inczej wyrażania swoich racji? W Ameryce toczy się naprawdę gorąca dyskusja między religijnymi fundamentalistami a ateistami. Spór jest wielki, ale dyskusja toczy się szalenie kulturalnie. Nie ma wyzwisk i prób poniżania i obrażania oponentów. Jest mocna, bezlitosna walka na argumenty, ale jest to walka kulturalna.

Większość ludzi dobrze wychowanych uznaje zapewne, że buczenie na cmentarzach i innych miejscach uroczystości to oznaka braku dobrego wychowania. Można przecież mieć różne poglądy i spierać się na argumenty, ale należy to robić w cywilizowany sposób. Ludzie dobrze wychowani odwracają się z niesmakeim widząc takie zachowania i starają w ten wykwintny sposób dać wyraz swojej dezaprobacie. Ale ta zbyt zaawulowana dezaprobata na gwiżdżących jak widać w ogóle nie działa. Rozochoceni brakiem bezpośredniej reakcji i oporu ośmielają się coraz bardziej i wrzeszczą nawet w trakcie grania polskiego hymnu narodowego. Takie radykalne ruchy protestu, przy braku oporu ze strony ich nie akceptującej większości, radykalizują się coraz mocniej i w końcu narzucają większości swoje postępowanie jako normatywne zachowania społeczne.

Komorowski o swojej ostatniej uroczystości:

"gdy żegnałem się z siłami zbrojnymi, urządzono mi kocią muzykę, i to wrzeszcząc w czasie hymnu narodowego. To byli ci sami ludzie, z tymi samymi transparentami, którzy w czasie kampanii wyborczej siali przeciwko mnie nienawiść na rozkaz."

Komorowski słusznie też mówi o błędzie zaniechania, gdy sądzimy, że z biegiem czasu prawda się sama obroni. Może po bardzo wielu latach tak, ale okazuje się, że prawdę można zakrzyczeć i ona sama bez pomocy jej zwolenników nie da sobie rady. Komorowski tak pisze o swoich prezydenckich doświadczeniach:

"… zawsze miałem przekonanie, że prawda i racja sama się obroni. Otóż sama się nie broni. Trzeba jej pomagać, zwłaszcza w czasach internetu, kiedy łatwo pobudzić nienawiść i agresję i gdy rośnie atrakcyjność radykalnej ułudy."

I jeszcze ten cytat o bezsilności wobec takiej formy protestowania:

"Trudno poradzić sobie z falą autentycznej nienawiści. Nienawiści niemającej nawet najmniejszego potwierdzenia w faktach. Zrobić ze mnie agenta WSI tylko dlatego, że byłem przeciwnikiem głupich decyzji w sprawie wywiadu wojskowego? To aberracja.

Okoliczności objęcia prezydentury po katastrofie smoleńskiej były bardzo trudne i również pełne wobec mnie nienawiści. Jakoś to jednak wtedy rozumiałem, gdyż objąłem urząd po Lechu, a wygrałem z Jarosławem… Potem udało mi się uzyskać zaufanie 70 proc. Polaków, a więc także części wyborców braci Kaczyńskich. Pod koniec prezydentury ten spektakl nienawiści pojawił się ponownie. To nie były już jednak naturalne emocje, ale zaplanowana kampania zniesławienia."

Ja nadal mocno wierzę, żę większość ludzi w Polsce jest daleka od popierania takich radykalnych zachowań, zachowań dalekich od powszechnych norm kulturowych i od poszanowania innych. Problem w tym, że ta większość zbyt mało daje wyraz swojemu braku akceptacji takiej formy walki politycznej. A to trzeba, tak jak Voltaire w takiej sytuacji, zdecydowanie poprzeć nawet ludzi o poglądach, z którymi się nie zgadzamy, aby tak zaprotestować przeciwko niegodnemu zachowaniu i formą zwalczania przeciwników politycznych.

Większość oburzonych takim postępowaniem za mało staje po stronie tych zaatakowanych zostawiając ich sam na sam z wrzeszczącym tłumem. Stanowczo za mało pokazuje się tym, którzy napędzają i popierają te zachowania, że to nie tędy droga. Pod żadnym względem, nawet jak argumenty protestujących są z naszego punktu widzenia słuszne, nie powinniśmy akceptować tej niecywilizowanej formy ich wyrażania. Tylko takie stanowcze NIE może promotorów tych form protestu powstrzymać przed dalszą eskalacją.

Brak komentarzy: