poniedziałek, czerwca 30, 2008

EURO 2008 - Bilans

Trzy tygodnie emocji, smutku (no bo nasi dużo za szybko odpadli) i radości (hura Niemcy nie wygrali). za nami. Wiedeń otrząsa się powoli po tych wielkich emocjach. To dobry moment na krótkie podsumowanie.

Tutaj w Austrii chyba praktycznie wszyscy są zdania, że była to bardzo udana impreza. Pod każdym względem. Stadiony były wypełnione po brzegi. Przez Fanzone w samym Wiedniu przewinęło się przeszło milion ludzi! Z dodatkowych pociągów i lotów skorzystały dziesiątki tysięcy kibiców, którzy bez kłopotów docierali do stadionu i fanzone. Sprzedano ileś tam milionów hektolitrów piwa, co oprócz piwoszy ucieszyło też gastronomów.


Najważniejsze jednak, że żadna katastroficznych przepowiedni nie sprawdziła się. Miastem nie zawładnęli chuligani, obyło się bez bójek i rozrób. Nie demolowano sklepów, aut i lokali czego niektórzy tutaj bardzo obawiali się.
Nie było specjalnych korków ulicznych, a komunikacja miejska (przede wszystkim metro i krótko przed rozpoczęciem Euro 2008 przedłużona do stadionu linia metra U2) wytrzymała nawał dziesiątków tysięcy turystów.

Wszystko działało nad wyraz dobrze (no może oprócz tej awarii prądu w trakcie meczu Niemcy Turcja, ale za to winna jest wyłącznie UEFA) i sprawnie pomimo tych olbrzymich tłumów gromadzących się wszędzie i przewalających się przez wiedeńskie ulice.

Euro2008 poderwało również tych trochę konserwatywnych Austriaków. Oni liczyli bardzo na awans do ćwierćfinału. Więcej nie chcieli. Szybko jednak zapomnieli o rozczarowaniu i kibicowali gorliwie pozostałym drużynom. Nikomu nie przeszkadzał hałas na ulicach i te kolorowe, pomalowane tłumy. Wręcz przeciwnie. Wszyscy są zachwyceni tą imprezą.


Również i mnie emocje Euro 2008 nie ominęły. A muszę tu dodać, że piłka normalnie mnie w ogóle, ale to absolutnie nie interesuje. Polski mecz obejrzałem w Fanzone, ćwierćfinał Włochy Hiszpania przeżyłem nawet na stadionie (dzięki sponsorowi takiemu jednemu, który też zadbał o jadło i trunki w tak zwanej strefie Corporate Village), a na finał też wybrałem się do Fanzone. Na początku byłem trochę zdziwiony, że aż tak dużo Hiszpanów przybyło do Wiednia, ale po chwili zorientowałem się, że to tylko Austriacy w hiszpańskich barwach dopingujący ten południowy zespół. No i nasz wspólny doping jak widać pomógł. ;)


Po meczu ulicami Wiednia ruszył wielki pochód. Przodem szły bębny niemieckie, za nimi skaczący z radości Hiszpanie, a trochę z tyłu Niemcy. W tej totalnej mieszaninie dojrzałem również sporo Austriaków, ale też kilku Włochów i Szwedów. Wymieszali się ci kibicie totalnie. Szli sobie tak razem, ramię w ramię, zwycięzcy z przegranymi, skandując swoje przyśpiewki. To był dla mnie symboliczny widok i znowu nabrałem nadziei, że może jednego dnia odłożymy na bok te nasze nacjonalistyczne drobne interesy i te stare waśnie i pójdziemy razem. Jak przystało na europejczyków!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

A dzisiaj słyszałam w polskiej telewizji wypowiedzi austriackich hotelarzy, że zainwestowali 20% więcej niż rok temu, a zarobili 20% mniej ... Może to już propaganda przed naszym Euro była. Wczoraj piękny mecz i wygrana Hiszpanii to totalna rewelacja. Krzyczałam z emocji ;)

Anonimowy pisze...

A mnie zal Niemców, bo im kibicowałam w ostatnim meczu! Nie lubie Hiszpanow, jedynie corrida mnie powala i uwielbiam, ale nie pilka...
A piłka nożna interesuje mnie w niewielkim stopniu, ale mając jeden odbiornik tv w salonie wyjścia nie miałam i uczestniczyłam w tym święcie piłki wraz z moimi chłopakami.
Moi sąsiedzi Włosi przy każdym meczu swojej drużyny głośno sie zachowywali wszędzie było słychać telewizory w ogrodach i domach, no i cóż... bardzo zawiedzeni sie poczuli po klęsce swojej drużyny. Dla nich to ogromna porażka to Euro 2008!

Krzysztof pisze...

@Froasia, Oczywiście, że nie wszyscy wyszli na tych mistrzostwach tak jak oczekiwali. Hotelarze pewno liczyli na więcej, dyrektorzy muzeów też nie zachwyceni, bo kibice chętniej piją piwo niż podziwiają obrazy czy rzeźby.

Faktem też jest, że we wszystkich prze UEFA kontrolowanych miejscach (Stadiony i Fanzone) serwowano nam napój firmy Carlsberg tylko i wyłącznie z nazwy mający coś wspólnego ze szlachetnym trunkiem zwanym piwem. I to do tego za szalenie wygórowaną jak na jakość tego nieokreślonego trunku cenę czterech i pół Euro.

A to wszystko nic, bo impreza było wspaniała i wciągnęła całe miasto. Wszyscy byli zadowoleni, pogodni i nieco nieco, tak troszeczkę zbliżyli się do siebie.

Wiedeń i Wiedeńczycy mają za sobą trzy trudne, ale napełnione pozytywną energią, nastrojami i przeżyciami tygodnie i są dumni. że wszystko tak dobrze funkcjonowało. Czego i Polsce za cztery lata bardzo życzę.

@Wildrose, i ja będąc na stadionie w trakcie meczu Włochy Hiszpania kibicowałem gorliwie Włochom. Przyznać trzeba jednak, że Hiszpanie grali rzeczywiście lepiej, a Włosi nie byli najlepiej przygotowani i chyba najwyższy czas aby odmłodzili drużynę.