wtorek, lutego 26, 2008

Za darmo

Każdy z nas korzysta regularnie z kilku czy kilkunastu darmowych serwisów internetowych. Ta darmowa dostępność do różnych informacji i serwisów, szczególnie tych z zakresu socjalnych sieci, jest już dla nas tak oczywista, że nie zawsze zadajemy sobie pytanie, jakie będą tego konsekwencje ekonomiczne i społeczne.

Na temat "Czy darmowe informacje i serwisy to tylko przejściowa moda czy trwały model businessowy?" i "Co jest motorem tej darmochy?" toczy się gorąca dyskusja między sceptykami, a zwolennikami tego nowego modelu.

Większość firm oferujących darmowe serwisy finansuje się z reklam (jak na przykład Google), albo traktuje darmową część serwisu jako zachętę dla innych przez nie oferowanych usług.

Alex Iskold w ReadWriteWeb twierdzi, że darmowe serwisy są wręcz niebezpieczne. Jego logika jest nieco pokrętna, bo akceptuje tę darmochę, ale tylko do pewnego stopnia. Według niego bardzo bogate firmy mogą poprzez darmowe oferty zrujnować normalnie funkcjonujące firmy. Sądzę jednak, że ten przykład Iskolda to typowy i znany od dawna dumping, czyli sztuczne (poniżej kosztów własnych) obniżanie cen, tak aby zniszczyć konkurencję.

Szalenie ciekawy wywiad z Chrisem Andersonen można posłuchać w IT Conversations. Chris Anderson, wydawca magazynu Wired,wymyślił pojęcie "long tail" i napisał książkę na ten temat, o której pisałem w tej notce. Anderson przedstawia całą gamę aspektów związanych ze sprzedażą informacji i serwisów za darmo. Nie jest to jednak strategia jednostronna. Pewne formy informacji można oferować za darmo, inne za darmo w powiązaniu z reklamą. Są też sytuacje, w których klasyczna sprzedaż jest najlepszym rozwiązaniem. Anderson daje tu jako przykład swoją nową książkę. Jej wersja mp3 ma być darmowa. W wydaniu audio będzie przeplatana reklamami. No i ukaże się w wersji drukowanej z całkiem normalną ceną.

Anderson wyjaśnia też mechanizmy prowadzące do darmochy. Trzy główne czynniki są motorem w kierunku gospodarki "darmowej":
  1. Digitalizacja informacji. Informacja dzięki postępującej dygitalizacji "uwolniła się" od fizycznych nośników. Możemy słuchać muzyki bez płyt, oglądać filmy bez taśm, czytać gazety i książki online bez wersji drukowanej. Również Software jest formą informacji. Digitalna informacja ma jedną podstawową cechę diametralnie różną od obiektów fizycznych. Można tworzyć kopie tej informacji praktycznie bez żadnych dodatkowych kosztów.
  2. Malejące koszty komputeryzacji. Wydajność naszych komputerów rośnie nieustannie w tempie eksponencjalnym (zgodnie z empirycznym prawem Moore'a), a koszta tego sprzętu spadają w pobliże zera. Jeżeli więc dany serwis sprzedaje informację, a koszta obsługi dodatkowych klientów są zbliżone do zera, to lepiej oferować tę usługę za darmo i szukać innego przynoszącego zysk produktu.
  3. Woluntariat. Gotowość ludzi do niepłatnej pracy istnieje też poza internetem. Internet stworzył jednak wspaniałą platformę do dużo lepszej współpracy, dzięki której takie projekty jak Wikipedia, Linux, czy inne produkty z kuźni Open Source stały się możliwe.
Te trzy punkty to też odpowiedź na pytanie Edwina Bendyka z Antymatrix dlaczego idea Open Source nie sprawdziła się w realu? Otóż przede wszystkim dlatego, że w realu mamy do czynienia z obiektami fizycznymi, których koszta produkcji i kopiowanie jest związane ze znacznymi kosztami. Wyprodukowanie n dodatkowych aut kosztuje prawie n razy koszta jednego auta. Wyprodukowanie n dodatkowych kopii Windows Vista kosztuje maksymalnie kilka centów!

10 komentarzy:

Igor Czajka pisze...

Jest jeszcze cos takiego jak pozorna darmowość. Na przykład darmowe konto bankowe. Niby nic za nie nie płacimy, ale przeciez bank zarabia obracajac naszymi pieniedzmi. Wiele firm decyduje sie na udostepnianie darmowego oprogramowania zarabiajac na szkoleniach z ich obsługi, kuba sienkiewicz udostepnia swoja muzyke w necie za darmo nastawiajac sie na zarabianie koncertami itd. itp.

Anonimowy pisze...

Mnie za to przeraża ilość darmowych serwisów, z których korzystamy i się do nich logujemy ... a zwłaszcza logowanie. Myślę, że gdybym musiała za nie płacić, połowa natychmiast okazałaby się zbędna ;)

Anonimowy pisze...

Cale szczęście, ze internet pozornie jest darmowy i mozliwosc sciagania darmowych programow... ale i tak koszty zalozenia i abonamentu sa spore, a poza tym nie wiem jak inni ale ja jednak dużo pieniedzy wydaje w sklepach internetowych m.in. w Merlinie, ktory przysyla mi reklamowki... no wiec korzystam.

A o Kubie Sienkiewiczu nie wiedziałam, ze za darmo swoja strone udostepnia, zaraz poszukam :)

Krzysztof pisze...

@Czajnik, Masz rację, ta pozorna darmowość, jak to nazywasz, jest też popularna w internecie. W końcu i tak działa google. Daje nam coś za darmo, aby zarabiać na reklamach. itd.

@Froasia, no pewnie, ja też bym za nie nie płacił. Ale jak są za darmo, to dlaczego nie.

@Wildrose, Pewnie już niedługo muzyka i książki będą też za darmo. No przynajmniej ich wersje mp3. To będzie trochę taniej. ;)

andsol pisze...

Co do malejących kosztów i rosnących możliwości. Niezwykle wydajne nakręcanie rynku, jak gdyby na zamówienie, by zilustrować powiedzonko Tuwima "musimy obchodzić się bez wielu rzeczy, o których nasi dziadkowie nie mieli pojęcia". Wzruszające te różne wodotryski, ale chętnie bym z nich zrezygnował, by po 7 latach mieć tak sprawny jak przedtem komputer za 10% dawnej ceny. Nie ma mowy, różne CEO zes... się a nafaszerują go pitułkami, żeby tylko dostać to co i kiedyś.

Jak kliknę TAB, komputer mnie pyta czy rzeczywiście chcę widzieć wszystkich 3220 komend. Potrzebuję świadomie może ich 15%, a innych 20% nieświadomie, czyli 2/3 oprogramowania to nierealizowalne możliwości. I to w darmowym świecie Unixów. A jak pomyśleć ile tego badziewia jest wetkanego w komercyjne systemy operacyjne...

Czyli, jak zwykle, durny, durny kapitalizm.

Anonimowy pisze...

Jako pracownik darmowej e-gazety stwierdzam, że ta darmowość jest bardzo, ale to bardzo łudząca. Właściwie często mi się wydaje, że z darmowością nie ma ona nic wspólnego. Po prostu nie ma darmowości. Jest tylko bezpłatność.

lavinka pisze...

Gdybym miała płacić za serwisy z których korzystam.... to bym skończyła na poczcie :)

andsol pisze...

Krzysztofie, czy lepiej nie usunąć ten Mezikowy "komentarz"? Cościk podejrzanie mi to wygląda, nawet na Linuxie wolałem tę linkę szybko wyłączyć...

Krzysztof pisze...

@Andsol, Tak, tak to oczywisty trojan. Niestety już któryś ładują mi tego trojana w komentarze. Ja je wprawdzie zaraz jak zobaczę usuwam, ale ostatnio trochę więcej czasu spędzam w realu, więc nie mogę błyskawicznie reagować.

Co do przeładowanych komputerów to chyba jednak trochę sami tu jesteśmy winni. Instalujemy co się tylko da, no to nie dziwota, że komputer wolny. Mój coraz częściej zajmuje długie minuty tylko sobą i dla mnie nie ma w ogóle czasu. ;)

@lavinka, hahaha, A może poczta gołębia?

@Marcin, A to już prawie filozoficzny problem czym różnią się od siebie pojęcia "darmowość" i "bezpłatność". Ja bym powiedział, że są to synonimy, a jak Ty uważasz?

Użyłem pojęcia "za darmo" dla angielskiego "for free". Dokładnie Aderson mówi "give it away for free in order to sell something else". To "give it away" to według mnie właśnie "rozdać za darmo". Interesująca jest druga część tego zdania "...in order to sell something else", czyli rozdajemy za darmo, aby "sprzedać coś innego". To rozdawanie nie jest więc czynem czysto altruistycznym, tylko wyrachowanym komercyjnym posunięciem. To chyba tę sprzeczność chciałeś podkreślić, czy nie tak?

Anonimowy pisze...

Ale my jesteśmy sprytniejsi i nie klikamy w reklamy :)